Friday, May 19, 2017

Nasza historia część siódma, czyli NeoNat w Cannes - Pierwszy miesiąc Małego Księcia !

Ostatnio pisałam o przewiezieniu Małego Księcia z Nicei do Cannes oraz o tym, że po przyjeździe dostaliśmy małe prezenty - wyprawkę ze szpitala w Nicei oraz Żabkę z odciskami stópek i zdjęciem na powitanie w szpitalu w Cannes - http://buszujacwefrancji.blogspot.fr/2017/03/nasza-historia-czesc-szosta-neonat.html .

Oddział neonatologiczny w Cannes jest zupełnie, ale to zupełnie inny niż olbrzymi oddział w Nicei. Przede wszystkim - bardzo kameralny, cały oddział to zaledwie cztery pokoje, a w każdym pokoju maksymalnie po dwa inkubatory/łóżeczka. Każdy pokój ma dekoracje tematyczne - w pierwszym jest dżungla, w ostatnim morze i plaża. W pozostałych dwóch nie wiem - bo nie byłam :).

Każdy rodzic dostaje swoją szafkę i kluczyk do niej, a szafka jest oznaczona imieniem dziecka do końca jego pobytu w szpitalu. Każde dziecko ma swoją pozytywkę i projektor, każda mama dostaje poduszkę do karmienia, która na czas pobytu dziecka w szpitalu oznaczana jest jego imieniem (aby było higienicznie). Wszyscy rodzice dostają wygodne fotele i krzesła, ponownie - na czas pobytu dziecka w szpitalu są one oznaczane imieniem dziecka.


Babcie i dziadkowie mogą wejść raz na tydzień, na krótko, a jeśli chcą zobaczyć dziecko na dłużej to jest specjalny pokój odwiedzin, z szybą po środku, rodzice z dziećmi po jednej stronie, dziadkowie po drugiej ;). Dlaczego takie dziwne zasady? Pielęgniarki stwierdziły, że doświadczenie ich tego nauczyło - dziadkowie, zwłaszcza babcie ponoć, zawsze mają dużo do powiedzenia i chcą udzielać rad itd itp, a to stresuje młode mamy. A jeśli mama jest zestresowana - to dziecko również... więc aby dziecku było jak najlepiej - młode mamy trzyma się z daleka od babć ;). W tym pokoju do odwiedzin, po stronie odwiedzających są również bardzo wygodne fotele, woda do picia oraz telewizor, który można sobie włączyć czekając aż rodzice z dzieckiem się pojawią.

Na oddziale znajduje się również pokój do karmienia oraz do odciągania mleka, jeśli ktoś nie chce karmić/odciągać "na widoku", w pokoju dziecka.

Zdjęcia z naszego pobytu (cztery tygodnie):








Pierwsze ubranka, które kupiliśmy dla Małego Księcia <3, rozmiar 000, ale na początku w nich pływał, takie były dla niego wielkie!







Pierwszy ból brzuszka Małego Księcia - kiedy został przekarmiony, o tym będzie poniżej. A tu chwyt typu "małpka na gałęzi" - pomogło natychmiast. :)







Loki w Cannes miał opiekę znakomitą. Pielęgniarki go lubiły, zajmowały się nim cudnie... Nocna pielęgniarka robiła mu masaże oliwką. Pieluszkę miał zmienianą co dwie godziny. Pielęgniarki mówiły do niego per "crevette" bo taki był malutki :). Przez pierwsze dwa tygodnie przychodziliśmy do niego razem, codziennie, od "po lunchu" aż do wieczora, kiedy to musieliśmy wracać do domu, bo tam już na mnie czekała pielęgniarka z zastrzykami (zastrzyki przeciwzakrzepowe miałam robione codziennie przez łącznie trzy tygodnie - tydzień w szpitalu i dwa tygodnie w domu). Przez pozostałe dwa Francuz mnie zawoził przed powrotem do pracy po lunchu i przychodził do mnie dopiero po pracy.

Co tydzień pielęgniarka miała mi też pobierać krew - ale, podobnie jak to było w szpitalu tuż przed wyjściem - nie dało się. Nie wiem czy moje żyły były zbyt zmęczone codziennym pobieraniem krwi w takiej ilości, przez ponad miesiąc, czy może były zmęczone kroplówkami - ale pierwszy raz po ciąży udało mi się pobrać krew dopiero trzy tygodnie po operacji. I tego samego dnia też zrobił mi się zakrzep. Pomimo cudownych pończoch uciskowych, które dostałam w aptece, robionych dla mnie na wymiar (śliczne, naprawdę, nikt by nie powiedział, że to medyczne - czarne, z przepiękną koronką, samonośne), pomimo zastrzyków przeciwzakrzepowych - puf, zrobił mi się zakrzep. To był okropny dzień. Wieczorem pojechaliśmy na ER, ale nie było już technika od USG i powiedziano, że jedyne co mogą zrobić to faktycznie przyjąć mnie do szpitala, zrobić mi wówczas USG bezpośrednio na oddziale - ale, żebym miała świadomość, nie będą mogli mnie wypuścić dopóki zakrzep nie zniknie. Zrezygnowałam. Zamiast tego poszłam do Małego Księcia, gdzie zostaliśmy do późnej nocy.

Dobrą stroną tego wydarzenia było to, że dzięki temu poznałam nocną pielęgniarkę, która nauczyła mnie masażu mojego maleństwa, poleciła mi też różne oliwki i kosmetyki. Poznałam też drugą nocną pielęgniarkę i to była jedyna pielęgniarka, której nie polubiłam, bowiem była bardzo ostra i nieprzyjemna w obyciu, również w stosunku do dzieci. Pocieszałam się tylko tym, że może po prostu miały zły dzień (noc) :).

Ten miesiąc z dala od Małego Księcia, jeżdżenie do niego tylko w ciągu dnia, wracanie wieczorem do domu, godziny odciągania mleka, próby uczenia Małego Księcia picia z piersi... teraz zaczynam już coraz mniej to pamiętać, ale wówczas to był dla mnie dramat, płakałam każdego wieczora, kiedy z zapadającym za oknami samochodu mrokiem wracaliśmy do domu. Bez Małego Księcia.

Jednakże moje odczucia moimi odczuciami - ale do szpitala nie mogę mieć żadnych zarzutów. Był wspaniały. Traktowali wspaniale mnie i mojego syna. Kiedy miałam mieć wizytę kontrolną u lekarza, moja lekarka przychodziła do mnie na oddział neonatologiczny. Wszyscy lekarze o mnie dbali, nawet jeśli nie byłam ich pacjentką. Wszyscy dbali cudownie o mojego Małego Księcia - włącznie z tym, że kiedy był już na tyle świadomy, że wiedział, że jest sam w pokoju i bardzo tego nie chciał (płakał) to dziewczyny brały go w łóżeczku do dyżurki. Żeby nie był sam :).

Za każdym razem kiedy dzwoniliśmy - udzielały nam spokojnie informacji. Opowiadały o wszystkich, co zjadł, ile zrobił kupek ;), jak się czuje, co robi. Czasami nawet w co go przebrały. Ba, nie tylko chętnie odbierały telefony by udzielić informacji, ale czasami też dzwoniły, żeby nam o czymś dodatkowo powiedzieć. Albo dzwoniły zapytać się za ile będziemy, by wiedzieć czy mają mu dać butelkę czy też poczekać na nas i na pierś - to już było kiedy Mały Książę nauczył się pić z piersi :).

A propos picia mleka z piersi - na samym początku kiepsko nam to wychodziło, próbowaliśmy nakładek, doradca laktacyjny przychodziła dość często, no, ale. Osobiście wydawało mi się, że po prostu mam za duże brodawki w stosunku do maleńkiej buzi Małego Księcia i on nie potrafi porządnie złapać, ale kiedy to na początku zasugerowałam to mi powiedziano, że raczej nie ma takiej możliwości. Po jakimś czasie jednak stwierdziłam, że muszę spróbować zupełnie po swojemu. Zamówiłam sobie własną poduszkę do karmienia (pisałam o niej TUTAJ) - My Breast Friend, zmodyfikowałam pozycję oraz zaczęłam trzymać brodawkę palcami, by ją trochę "zmniejszyć". Podziałało! I Mały Książę zaczął pić. Ponieważ jednak do tej pory słabo mu to wychodziło to akurat tego jednego dnia nie został zważony przed przystawieniem do piersi... no i puf, sonda poszła równocześnie, Mały Książę został przekarmiony i rozbolał go brzuszek. Właśnie tego dnia uczyłam się chwytu, który jest na zdjęciach (małpka na gałęzi). Od tej pory był ważony przed i po każdym przystawieniu do piersi :)))

Kiedy Mały Książę skończył pierwszy miesiąc - dostał do swojego łóżeczka karuzelkę, a także w ciągu dnia miał do dyspozycji kojec z matą edukacyjną :D.



Jak zwykle post będzie chaotyczny, bo jednak wciąż trochę ciężko mi o tym wszystkim pisać :). Teraz na przykład przypomniało mi się, że podczas pierwszych dwóch tygodniu pobytu, kiedy to jeszcze Francuz miał urlop (psycholog dała dwa tygodnie zwolnienia z pracy ze względu na stres towarzyszący wszystkim tym wydarzeniom) to kiedy ja kangurowałam Małego Księcia - Francuz nam czytał na głos różne książki. :)

**
O, znowu mi się przypomniało, że o czymś jeszcze nie napisałam: o szczepionkach. Ponieważ Mały Książę nie miał wtedy jeszcze podstawowych szczepień to szczepionką przypominającą zostaliśmy zaszczepieni my, rodzice.

O samym dniu wyjścia napiszę w kolejnej notce, bo to był ważny dzień :).
To tyle, do napisania! :)

Dwa lata i cztery miesiące



Dwudziestego drugiego maja Mały Książę będzie miał dwa lata i cztery miesiące :). Wow. Ależ ten czas pędzi!!!

Nie robię już co miesięcznych podsumowań, ale chciałam napisać słówko o rozwoju mowy :).
Był taki jeden dzień w kwietniu, kiedy to oboje z Francuzem mieliśmy kiepski nastrój, martwiliśmy się o dużo rzeczy jednocześnie i jednym z tematów do martwienia się była mowa Małego Księcia. Zastanawialiśmy się już czy nie byłoby dobrym pomysłem zabranie go do logopedy lub do psychologa, który być może stwierdziłby czy wszystko jest w porządku...
(To było miesiąc temu, więc miał wówczas 2 lata i 3 miesiące.)

Następnego dnia rano, dzień jak co dzień, szykując śniadanie pytam się Małego Księcia:
- What would you like for breakfast?
Szczęka mi opadła, kiedy usłyszałam:
- An apple mama, an apple and cheese.

To był naprawdę SZOK. Ot tak, znienacka, po prostu zaczął mówić. Mówi po angielsku ;). Niezależnie czy pytanie, na które odpowiada jest po polsku, angielsku czy francusku - on odpowiada po angielsku. Wszystko opisuje kolorami i kształtami oraz funkcją, buzia mu się nie zamyka - i to jest cudowne :D. Niektóre słówka nie są doskonałe, np. "red" brzmi jak "jed" (mimo, iż wcześniej mówił piękne RRRRR to teraz sprawia wrażenie jakby zapomniał jak się je wymawia), zamiast "blue sky" mówi "blue kej" :D. A ja nie mogę się przestać zachwycać. Nie zachwycam się jedynie, kiedy budzi się i mnie w środku nocy, po czym zaczyna machać do czegoś za moimi plecami (a przecież tam nic nie ma!) i mówi: "hey red! red am am? red go am am!" - czyli w wolnym tłumaczeniu ;) "Cześć czerwony! Czerwony, jesteś głodny? Czerwony idź zjedz!". Normalnie ciarki mnie przechodzą na samo wspomnienie tej sytuacji ;). Zaczyna podśpiewywać, a raczej nucić, bo słowa każdej piosenki to na razie "nananana" i "lalalala", ale tym też się zachwycam. Ja wiem, zwłaszcza z mojej cudownej grupy Mamusiowej na Facebooku, że niektóre dzieci w tym samym wieku to już od dawna prowadzą piękne i dowcipne dialogi z rodzicami, ale Loki dopiero zaczął swoją przygodę z mówieniem miesiąc temu. I jest pięknie! :)

Waga: 14kg
Wzrost: około 90cm, ale dokładnie nie wiem - głowa mu wystaje ponad blat w kuchni :D, rozmiar ubranek 92 i niektóre 98. Rozmiar buty 21/22.