Wednesday, July 29, 2015

Sześć miesięcy Małego Księcia


2015-07-22, środa

Wiek urodzeniowy: 6 miesięcy (25 tygodni 6 dni)
Wiek korygowany: 4 miesiące (17 tygodni 6 dni)

Wzrost: 66cm
Waga: 7220g

Obwód główki: 42cm

Ubranka: body 68, ale już naciągamy na niego, więc zaczął nosić 74 :). Piżamek na razie nie nosi, bo jest za gorąco (w nocy temperatura nie spada poniżej 26 stopni, w ciągu dnia to około 36 stopni, okropność ;) ). Rozmiar stopy: 10cm

Pieluszki: dokańczamy ostatnią paczkę Pampers New Baby w rozmiarze 3 i przechodzimy na Pampers Baby Dry rozmiar 4. Na noc już zakładamy mu Baby Dry 4, bo New Baby 3 zaczyna być mocno małe ;).

Wygląd: oczy mu się zmieniają z dnia na dzień, są albo stalowo szare, albo niebieskie, albo zielone. Ciężko stwierdzić :). Brwi rosną bardzo ładnie, włoski ma już cudne i zaczynają mu się targać ;). Jeżyk na jego głowie nie ma jeszcze centymetra, ale jest śliczny :). Rzęsy ma piękne. Pępuszek schował mu się już ponad miesiąc temu.

W ciągu tego miesiąca zapłakał raz i faktycznie ma już łzy :).

Uśmiecha się bardzo dużo, śmieje się często w głos. Rozśmiesza go wszystko co się wiąże z moimi włosami - uwielbia je łapać, uwielbia, kiedy rozpuszczam kucyka, a najbardziej lubi, kiedy Le Daddy dmucha w moją grzywkę albo kiedy w samochodzie otwieram w czasie jazdy okno i wiatr rozwiewa mi włosy na wszystkie strony. Uwielbia łaskotanie brodą tatusia oraz łapanie tatusia za włosy. Śmieszy go, kiedy zabiera mi albo tatusiowi okulary - ale, co warte zauważenia, bardzo delikatnie je nam zdejmuje :) - łapie nie za szkła tylko za oprawkę z boku. Generalnie kopiuje bardzo dużą ilość naszych zachowań i to w mądry sposób.

Słuch. Zaczął reagować na swoje imię! Poza tym, na wizycie kontrolnej sześciomiesięcznej lekarz Małego Księcia posadził przy pudełku (bo jeszcze nie wiedział, że Mały Książę świetnie siedzi sam ;) ) i włączył muzykę. Na co Mały Książę zaczął kiwać się w jej rytm :). Także w książeczce zdrowia mamy wpisane "poczucie rytmu" i "zmysł muzyczny". W wolnym tłumaczeniu, bo informacje w książeczce są po francusku :).

Mówi mniej, ale tym razem już wiem dlaczego - bowiem koncentruje się na nauce nowych czynności. Podobno ma zacząć ponownie mówić bardzo dużo, kiedy już nowe czynności sobie przyswoi. Bardzo często słyszę "mama", "mamu", "mamą", ale wciąż najczęściej jest ałuuu, aguuu, ku. Mówi też "am am". Piszczy od czasu do czasu, a kiedy jest zmęczony to narzeka, opowiadając coś długo i namiętnie.

Wciąż robi bańki ustami, pluje :P, cmoka, wciąga obydwie wargi do środka i tak trzyma (to nowość). Wszystko wkłada sobie do buzi!

Ma niesamowicie elastyczne brwi i używa ich niesamowicie ;). Potrafi zagiąć wewnętrzną stronę brwi do środka (do nosa), potrafi podnieść jedną, a drugą opuścić w dół i całą masę innych rzeczy. Poza tym zdarza mu się uśmiechnąć się jednym kącikiem i podnieść równocześnie do góry jedną brew (przeciwległą), parę razy, po czym schylić lekko głowę i spojrzeć na mnie od dołu. Flirciarz ;), kopiuje minki tatusia ;).

Przewraca się w z plecków na boczki, na brzuszek. Wciąż ma problem z ręką, kiedy ma się przewrócić z brzuszka na plecki - teraz się wycwanił i zaczął się przewracać z brzuszka na plecki przez nóżki - nie wiem czy to ma to sens co piszę - podnosi do góry pupę, podpiera się jedną nóżką, po czym dodaje do tego drugą, wyprostowaną nóżkę i puf, przewraca się. Bawi się stopami, raz włożył sobie do ust, ale generalnie bardziej jest zainteresowany trzymaniem stóp w dłoniach niż w ustach.

Kiedy podaje mu się rączki - łapie za nie i bez problemu podciąga się do siadu lub do stania. Siedzi sam, bez podparcia z tyłu i bez podparcia rąk - potrafi siedzieć i bawić się zabawkami używając do tego obu rączek. Kiedy nasz pediatra to zobaczył to z zachwytem oświadczył, iż Mały Książę nie tylko dogonił rówieśników z wieku urodzeniowego, ale ich także przegonił ;).

Wciąż pełza i coraz lepiej mu to idzie, aczkolwiek nie ma zbyt dużej ilości okazji do treningu, bo wciąż nie mamy dla niego miejsca na podłodze (ale jesteśmy w trakcie obmyślania jak to urządzić).

Przybija piątkę ;). Kiedy wyciąga się do niego dłoń i powie "high five!" - uderza w nią swoją wyprostowaną rączką. Uczymy się robić "papa", ale na razie wciąż nie jest to jeszcze dobrze opanowane.

Uwielbia nas dotykać :). Często bawi się moimi ustami, nosem, bada policzki, uszy, głaszcze mnie po ramieniu - najchętniej dotykałby mnie cały czas. Nie tylko dłońmi, ale także stópkami - uwielbia kłaść mi stopy na policzkach albo na ustach i strasznie się cieszy kiedy robię "am" i udaję, że pożeram jego stópkę.

Wciąż śpi z nami, ale już nie w swoim kokoniku - teraz między nami ma swój materacyk z wyższymi brzegami, żeby nie mógł przerolować się na nasze poduszki. Uwielbiamy wszyscy troje, kiedy budzimy się rano o 7:30 (budzik tatusia) i spędzamy trochę czasu razem jeszcze w łóżku, śmiejąc się, łaskocząc, dotykając. Mały Książę często wtedy trzyma jedną dłoń na mojej twarzy, drugą na twarzy tatusia (broda) i porównuje i śmieje się w głos. Cudne pobudki :). Z reguły przesypia całe noce, aczkolwiek ostatnio wiał u nas sirocco przez co (zdaniem pediatry) budził się kilka razy w nocy na picie (wciąż je głównie moje mleko).

Je inne jedzonko niż mleko, ale odpuściliśmy sobie łyżeczkę i używamy jej tylko do potraw, które inaczej się nie dadzą zjeść, jak na przykład lody bananowe (zamrożone banany, zmiksowane po wyjęciu z zamrażarki) lub mus z jabłka (bo samo jabłko jest za twarde do naszego mesh feedera).

Próbował marchewki, kaszki bananowej, lodów bananowych, puree bananowego zamrożonego z moim mlekiem, bananów (świeżych i dojrzałych), kalafiora, zielonego groszku, borówki amerykańskiej, jabłka. Najbardziej lubi banany i co drugi dzień dostaje połówkę banana w czasie naszego lunchu :). Je korzystając z meshowego feedera - czyli siateczki, do której wkłada się kawałki jedzenia, siateczkę następnie zamyka się pokrywką z rączką i dziecko je trzymając za tę właśnie rączkę. Mały Książę uwielbia tak jeść :). Na razie wciąż boimy się dawać mu całe kawałki różnych rzeczy, bo strasznie się krztusi nawet swoją własną śliną, więc... :)

Wykazywał bardzo, bardzo duże zainteresowanie moim kubkiem i tym co w nim - przy każdej okazji próbował kubek łapać i z niego pić - w związku z powyższym przedstawiliśmy mu kubki: kubek niekapek Tommee Tippee oraz Doidy Cup. Kubek niekapek okazał się być porażką, Mały Książę tylko gryzł jego dziubek, za to Doidy Cup jest absolutnym hitem, bo jak wspomniałam wcześniej, Mały Książę bardzo nas naśladuje, więc bardzo naturalnie przyszło mu złapanie Doidy Cup i napicie się z niego :).

Rozumie kolejność wydarzeń - wie, że kiedy się kąpiemy to najpierw namydlamy rączki, potem brzuszek, nóżki itd - a na końcu plecki i włoski. Do niedawna podczas ostatniej części kąpieli go podnosiłam od tyłu, żeby usiadł na swojej podkładce, ale ostatnio zaskoczył mnie kompletnie, bo kiedy zbliżała się pora na namydlenie plecków i włosów to po prostu usiadł na podkładce i grzecznie na to namydlenie czekał. Usiadł używając MIĘŚNI BRZUCHA. :O. Nam, rodzicom (kąpiemy Małego Księcia razem, bo lubimy), szczęki opadły.

Wie, że kiedy tatuś się nad nim pochyla z miną rozbójnika, to zaraz będzie łaskotanie pod brodą i uśmiecha się w oczekiwaniu. Wie, że kiedy rozkładam kocyk to dostanie zaraz jeść i się do tego szykuje :).

Zaczął lubić swoje odbicie w lustrze - dotyka lustra, uśmiecha się, robi różne miny, testuje.

Sięga po zabawki nawet jak są daleko od niego czy też jeśli musi się po nie schylić (bo np. akurat siedzi wyżej). Przekłada zabawki z rączki do rączki. Potrafi jedną zabawkę sobie gryźć (np. swoją piłeczkę), a drugą w tym samym czasie się bawić. Uwielbia się bawić w konika.

UWIELBIA pochwały. Rozjaśnia się wtedy jak małe słoneczko i powtarza pochwalone zachowanie. Uwielbia, kiedy mu śpiewam, szeroko się wtedy uśmiecha. Bardzo, ale to bardzo reaguje na "I love you" tudzież "kocham Cię" - uśmiecha się bardzo szeroko, lub też się śmieje i próbuje powtórzyć dźwięk. Nie mówi "ajlowju" ale powtarza dźwięk, jego tonację, akcent i wychodzi na to samo ;))).

Ach, jeszcze: uwielbia zrzucać wszystko na podłogę. Zwłaszcza z biurka tatusia. Kiedy znajdzie się blisko natychmiast wszystko w zasięgu ręki zaczyna zrzucać na podłogę. Lżejszymi przedmiotami zdarza mu się rzucać o podłogę. Najwyraźniej jest to zabawne ;).

***
A teraz bardzo naciska na to, żebym się nim zajęła, więc jeszcze tylko kilka zdjęć i lecę do mojego Małego Szefa :).

Nosi ze sobą swoje zabawki kiedy jest noszony przez nas: 


W ciągu dnia drzemie z ukochaną maskotką: 


Siedzi sam na różnych powierzchniach: 








Tutaj popisywał się u lekarza ;))) 



Kocham go bardzo bardzo bardzo :)))))

Friday, July 24, 2015

Wcześniacze historie

Justyna z bloga http://wczesniakicodalej.blogspot.fr, moja osobista wcześniacza guru :), zapoczątkowała akcję pod tytułem Wcześniacze Historie. Uważam, że to wspaniała akcja, która pozwoli wielu Mamom pewne rzeczy zrozumieć, pewne rzeczy inaczej poczuć, a także uświadomi nam, że nie jesteśmy z tym wszystkim same :).

Wcześniacze Historie
 

Wednesday, July 22, 2015

CAMSP i koniec ery kokonowej

Mały Książę skończył właśnie, o 00:19, sześć miesięcy wieku urodzeniowego (yay!). Jednakże jego wiek korygowany to cztery miesiące i z okazji tych czterech miesięcy właśnie mieliśmy dzisiaj spotkanie w CAMSPie.

Co to jest CAMSP?
Centre d’Action Médico-Sociale Précoce to instytucja działająca przy francuskich szpitalach, która zajmuje się wcześniakami, dziećmi opóźnionymi w szeroko pojętym rozwoju (zarówno fizycznie jak i psychicznie) oraz dziećmi urodzonymi w terminie, u których badania wykazały, że z czasem mogą pojawić się opóźnienia w rozwoju. CAMSPy zajmują się dziećmi do lat sześciu.

W skład zespołu pracującego w CAMSPie wchodzą:
- pediatra
- psychiatra dziecięcy
- psycholog dziecięcy
- rehabilitant
- logopeda
- psychomotorynka (psychomotricienne albo psychomotricien, czyli doktorzy odpowiedzialni za motorykę oraz psychikę - niestety nie znam polskiego odpowiednika)
- kinezyterapeuta
- asystent socjalny.

My spotykamy się równocześnie z psychomotorynką, psychologiem oraz pediatrą. Przynajmniej w założeniu, bo jeszcze pediatry z CAMSP nie widzieliśmy, za każdym razem coś mu/jej wypada. Nie szkodzi, mamy własnego pediatrę, wystarczy nam :).

Spotkania takie są bardzo spokojne, dziecko siedzi sobie na kolanach u rodzica, lekarze zadają pytania i bacznie obserwują dziecko, jego reakcje, jego zachowanie, jego kontakt z nimi oraz z rodzicami. Nie mówią o wszystkim co zaobserwowali, jak to we Francji - lekarze większość informacji zachowują dla siebie - ale przekazują to co najważniejsze.

Do CAMSPu można zadzwonić pomiędzy wizytami i poprosić o poradę bądź wsparcie - nie ma z tym najmniejszego problemu. Wszystkie wizyty są darmowe, "sponsorowane" w połowie przez system opieki zdrowotnej i w połowie przez region, w którym się mieszka.

Tak jak wspomniałam dzisiaj mieliśmy takie spotkanie z okazji skończenia czterech (korygowanych) miesięcy (w przypadku wcześniaków lekarze w tym ośrodku całkowicie ignorują wiek urodzeniowy i oceniają rozwój dziecka w stosunku do wieku korygowanego).

Mały Książę został oceniony bardzo pozytywnie, usłyszeliśmy całą masę pochwał dotyczącą jego rozwoju ruchowego, jego mięśni, siły, komunikatywności, ekspresji, ruchliwości... W sumie pochwalone zostało chyba wszystko, co sprawiło, że trochę straciliśmy zaufanie do oceniającego nas zespołu, zwłaszcza, że pani psychomotorynka zapisała całą stronę A4 spostrzeżeniami nas dotyczącymi, ale bacznie strzegła, byśmy nie mogli przeczytać nawet jednego zdania.

Ale, niestety, okazało się, że Mały Książę musi przestać już spać w swoim kokonie i że teraz musi nastąpić zmiana na płaskie podłoże. Niestety.

W kokonie Mały Książę spał od zawsze. Na początku był to kokon w małym rozmiarze - ale i Mały Książę był maluteńki, więc mieścił się w nim doskonale. Pierwszy kokon dostaliśmy podczas wypisu ze szpitala, żeby Mały Książę miał w czym spać w domu. Drugi, większy, dostaliśmy w prezencie od taty Francuza.

Malutki Mały Książę podczas wypisu ze szpitala, w malutkim kokoniku:


(Tak, wiem, że wygląda na ogromny, ale wierzcie mi, był naprawdę malutki.)

A tutaj Mały Książę aktualnie, w kokonie w dużym rozmiarze:


Niestety, parę dni temu zaczął być tak mobilny, że z kokona nauczył się wychodzić, a raczej wyskakiwać, po paru przekrętach i skrętach. Przez to spanie w kokonie zaczęło być niebezpieczne, bowiem w nocy mógł przekręcić się w nim na brzuszek, tudzież wyskoczyć częściowo i gdzieś utknąć, co mogłoby się zakończyć bardzo źle...


Tak czy inaczej, zostaliśmy dzisiaj zmuszeni by kokon odstawić. Także przed nami pierwsza noc, podczas której Mały Książę będzie spał na płaskiej powierzchni i szczerze mówiąc mam ogromnego stracha! Przez moją głowę pędzą myśli: a co jeśli...? A co jeśli się przekręci na brzuszek i nie będzie mógł oddychać? A co jeśli zmieni pozycje na któryś bok i wciśnie nosek pomiędzy coś a coś? A co będzie jeśli po przewróceniu się na brzuszek nie będzie mógł wrócić na plecy...? Ach.

Trzymajcie kciuki.

PS. Kokon to produkt, który nazywa się Cocoon-a-baby. Z całego serca go polecam wszystkim - jest doskonały. Pozwolę sobie zacytować część opisu ze strony producenta ( http://www.redcastle.fr/shop_product_cocoonababy-nest-_62-en.html ):

[...] The Cocoonababy® helps the newborn to adapt as best as to possible life
following birth. The semi-foetal, slightly curved position which baby adopts in the cocoon, soothes him, reassures him and helps to limit the onset of the principal troubles which may bother him during his first months.

The Cocoonababy® is an ergonomic cocoon which repositions the child in the semifoetal position he adopted in his mummy’s tummy.
The semi-foetal position du Cocoonababy® helps limit concerns occuring during the first months and contributes to :
- improve the quality and the length of the child’s sleep.
- reduce the involuntary jerky movements which wake baby with a start and make him cry (startle or Moro reflex).
- limit gastric reflux (thanks to the slope of the Cocoonababy®).
- limit the risk of flat head syndrome (plagiocephaly). [...]


Friday, July 10, 2015

Ja sam, sam, sam - czyli krótka notka o jedzeniu

2015-07-09, czwartek
Wiek urodzeniowy: 24 tygodnie
Wiek korygowany: 16 tygodni

Mały Książę sam zadecydował o łyżeczkowym BLW wzorem http://wczesniakicodalej.blogspot.fr/ :).
Pierwsze, jeszcze nieśmiałe, próby łapania łyżeczki dokonały się we wtorek, podczas próbowania bananka:





Kolejna próba nastąpiła wczoraj, przy okazji lunchowej marchewki. Te próby były już zdecydowanie śmielsze - dzielnie i pewnie zabierał mi łyżeczkę i oddawał pustą :).







Po jedzeniu, rzecz oczywista, należy sobie wytrzeć buzię ;) 


A jaki później był zadowolony!


Z innych nowości, dzisiaj Mały Książę zaczął wstawać na kolana. A zaraz potem wyprostowywać nóżki i podnosić pupkę do góry (nie wszystko mam na zdjęciach)! Na razie udało mu się tylko przewrócić dzięki temu w nowy sposób z brzuszka na plecy - ale próbuje siadać (jeszcze mu nie wychodzi)!






Zdjęcia mam tylko z pierwszego razu, bo potem, kiedy bawiliśmy się na macie - byłam tak zajęta zabawą z nim i obserwowaniem go - że aż zapomniałam o pstrykaniu :).

***
A ja przeczytałam dzisiaj w wiadomościach informację o najmłodszym wcześniaczku uratowanym w Polsce i aż serce mi się kraje. Tak jak kiedyś nie byłam w stanie słuchać złych wieści o zwierzętach - tak teraz nie jestem w stanie słyszeć niczego złego o dzieciach. A już zwłaszcza TAKICH wiadomości. Biedny Ksawery, biedni rodzice. :( Bardzo, bardzo współczuję. I drżę, bo Mały Książę też jest wcześniakiem, chociaż gdy się urodził to ważył 1444gr, a nie 390gr jak Ksawery. I teraz mam wrażenie, że powinnam go obserwować cały czas jak śpi, żeby mieć pewność, że oddycha...

Mieliśmy Snuzę, ale w końcu jej nie użyliśmy, odesłaliśmy ją do sklepu. Teraz trochę żałuję ;).
Ech.

http://www.tvp.info/20777602/nie-zyje-ksawery-najmniejszy-polski-wczesniak-triumf-lekarzy-zostal-ogloszony-zbyt-wczesnie

Friday, July 3, 2015

Pięć miesięcy Małego Księcia


Notka spóźniona już o półtora tygodnia i tyle samo czasu mam ją otwartą ;). Z góry uprzedzam, że ta notka jest strasznie długa, ale ten piąty miesiąc był dość przełomowy - tyle się wydarzyło, tyle kamieni milowych, tyle zmian... :)

 
2015-06-22, poniedziałek

Wiek urodzeniowy: 5 miesięcy (21 tygodni 4 dni)
Wiek korygowany: 3 miesiące (13 tygodni 4 dni)

Wzrost: 63cm (aczkolwiek domowy centymetr wskazywał 65cm)
Waga: 6670g

Obwód główki: 41cm

Ubranka: 67-68, aczkolwiek w tej chwili jest w nie taki trochę "nabity", a w piżamkach stopy mu się zdecydowanie nie mieszczą, ma podkurczone paluszki (rozmiar stopy 9,5cm). W weekend pewnie znowu wylądujemy w Aubercie/Kiabi/Orchestrze, żeby kupić większe piżamki :). W ciągu dnia cały czas chodzi w samym body albo w samej pieluszce, ale nocami, pomimo wysokich temperatur w mieszkaniu, śpi w cienkich piżamkach.

Jeszcze trzy tygodnie temu spał w piżamkach 62, aż tu nagle, dosłownie z nocy na dzień - urósł. Przez dwa wcześniej głównie spał i jadł, jadł i spał i nie bardzo chciał robić czegokolwiek innego, a potem nagle bum, puf, i 4cm więcej. Gdybym tego nie widziała na własne oczy to bym nie uwierzyła, że to możliwe ;). Do spania założyłam mu jak zwykle cienką piżamkę, z Królem Lwem - a ponieważ bardzo lubiłam tę piżamkę to mieliśmy dwie identyczne. W ciągu dnia przebraliśmy Małego Księcia w body, wieczorem po kąpieli próbuję założyć mu drugą piżamkę z Królem Lwem, a tu zonk, nie mieści się :O. Pomyśleliśmy (wszyscy, bo akurat moja Mama też u nas była), że być może źle się uprała, zmniejszyła w praniu... więc spróbowaliśmy założyć drugą taką samą piżamkę, z poprzedniej nocy. Zonk, nie mieści się. :O. Spróbowaliśmy wszystkie piżamki po kolei, w których spał aktualnie - i żadna nie pasowała! Więc go zmierzyłam domowym centymetrem i okazało się, że mierzy 4cm więcej niż podczas ostatniego (czyli niecałe dwa tygodnie wcześniej) mierzenia :).

Pieluszki: Wciąż Pampers New Baby rozmiar 3 - Mały Książę trochę się wyciągnął, mięśnie brzucha sobie wyrobił - żartujemy, że teraz ma lepsze niż my obydwoje razem wzięci ;) - w związku z czym brzuszek mu się zmniejszył i teraz New Baby 3 są po prostu idealne. Tylko przed posiłkami zapinamy je luźniej, żeby było mu wygodniej :).

Kilka zdjęć:









Wygląd:
Oczy mu się zmieniają - są teraz bardziej szaro-zielone niż szaro-niebieskie. Wciąż myślimy, że docelowo będą brązowe, ale mamy nadzieję na zielone :). Wreszcie ma brwi i to całkiem ładne - oraz wreszcie zaczęły mu ponownie rosnąć włosy (w pierwszych miesiącach miał ładne, ale z nich wyrósł, dosłownie, kiedy rosła mu głowa włosy mu "zjeżdżały" niżej i niżej ;) - a potem te dłuższe włoski się wytarły i wyrosły mu nowe  już równomiernie). Rzęsy ma wciąż przepiękne i bardzo długie :).  Pępuszek już mu się zupełnie schował :).


Tak rzadko płacze, że nie jestem w stanie stwierdzić, czy płacze już w pełni z łzami czy nie. Nawet jak marudzi, to nie do końca płacze, tylko robi takie przeurocze: "meeeeeeeee". Bardzo dużo się uśmiecha i bardzo dużo się śmieje :). Śmieje się podczas wielu różnych zabaw, kiedy całuję go w brzuszek, kiedy Le Daddy (Francuz) łaskocze go brodą, kiedy bawimy się w konika, w gigantycznego Małego Księcia i nawet kiedy bierzemy jego łapki do góry, żeby zrobić "yay!".

Wracając do oczu - mieliśmy wyznaczoną wizytę o okulisty, ale krople przed badaniem mieliśmy zakroplić sami, w domu. Rano przed wizytą Le Daddy przeczytał instrukcję, po czym nas zatkało. Zwłaszcza lista niebezpieczeństw jakie grożą przy nieodpowiednim zakropleniu, przypadkowym połknięciu (polizaniu) lub jeśli kropla dostanie się do kanalika łzowego (w związku z czym po zakropleniu trzeba uciskać oko dziecka pod odpowiednim kątem, aby kropla nigdzie się nie dostała...). Poczytaliśmy ulotkę, poczytaliśmy na sieci, przeczytaliśmy ostrzeżenie francuskiego Ministerstwa Zdrowia (kilkoro dzieci nawet umarło przez złe podanie tych kropli) i szczerze mówiąc przeraziło nas to na tyle, że odwołaliśmy wizytę.

Poszliśmy jednak na moją wizytę (u tej samej okulistki, tylko pół godziny później). Pani okulistka nie była zachwycona tym, że nie będzie badała Małego Księcia, ale gdzieś podczas mojej wizyty wspomniała, że głównie to chciała zbadać jego wzrok, bo przecież już mógłby nosić okulary gdyby była taka potrzeba... I zaczęła naciskać na kolejną wizytę. Dzięki temu dotarło do nas, że tak naprawdę to jej zależy na wykonaniu tego badania ze względu na pieniądze, które by za to dostała!

We Francji system medyczny chwilami mnie zaskakuje - doktorzy nie muszą mówić wszystkiego pacjentom ani rodzicom pacjentów w przypadku dzieci. Doktorzy przekazują dokładnie tyle ile uważają, iż pacjent powinien usłyszeć i nie mają obowiązku przekazywania wszystkich informacji, ba, wręcz karta pacjenta jest przed pacjentem chowana. Tak jak jeszcze byłam w stanie to przeboleć kiedy sama byłam w szpitalu (w pewnym momencie przestano mnie informować o tym o ile przekroczone jest białko w moczu, czy próby wątrobowe, tudzież płytki krwi - zaczęto mi mówić, że numery są tak wysokie, że już nie mają znaczenia) - tak bardzo mi to przeszkadzało kiedy Mały Książę mieszkał w NICU, a ja nie miałam wglądu w żadne jego badania, ba, nawet po fakcie się dowiadywałam, że niektóre z nich zostały wykonane! Nawet kiedy jedna z pomocnic pokazywała mi kartę, żeby pokazać mi aktualną wagę (nie umiała przeczytać liczb po angielsku) to przykrywała kartką resztę karty i tłumaczyła, że nie może mi pokazać, bo to sprawa lekarza, a nie moja.

Po powrocie do domu sprawdziliśmy dokładnie wypis Małego Księcia ze szpitala i opis jego stanu. W wypisie była też pozycja pod tytułem "wzrok", a pod nim opis "wszystko w normie". Ponieważ nie wiedzieliśmy czy to badanie było pod kątem retinopatii czy nie - postanowiliśmy zadzwonić do naszego neonatologa (z którym nie mieliśmy kontaktu od dnia opuszczenia szpitala czyli 26 lutego) ze szpitala w Cannes i spróbować dowiedzieć się szczegółów. Neonatolog okazał się być niezwykle miły, zapytał o wypis i o to co jest dokładnie napisane; powiedział, że Małego Księcia pamięta (no cóż, ma dość unikalne imię, dzięki czemu większość osób, która się z nim spotkała to przez to go pamięta ;) ) i że z tego co pamięta to miał badanie dna oka i wszystko wyszło w porządku, ale, że jeszcze sprawdzi i oddzwoni następnego dnia potwierdzić.

Oddzwonił następnego dnia około 14 i powiedział, że faktycznie, badanie nie jest potrzebne, dobrze, że niepotrzebne Małego Księcia nie męczyliśmy, że jego oczy są w jak najlepszym porządku i że następne badanie tego typu będzie go czekało dopiero za jakieś dwa lata, głównie, żeby sprawdzić jakość jego wzroku. Także - wspaniale! Bardzo się ucieszyliśmy :).

Teraz będzie a propos uśmiechania się, zwłaszcza do obcych. Mały Książę przez całe swoje dotychczasowe życie zdążył się przyzwyczaić do tego, że wszyscy się do niego zawsze uśmiechają. Którejś czerwcowej soboty poszliśmy do optyka, żeby wyrobić okulary dla mnie (swoją drogą, jeszcze słówko o systemie medycznym we Francji - ubezpieczenie pokryło 100% moich okularów, zapas soczewek miesięcznych night&day oraz jednodniowych na rok, a za rok mam się stawić z odnowioną receptą po zapasy na kolejne dwanaście miesięcy) i oczywiście wzięliśmy ze sobą Małego Księcia. Mały Książę siedział sobie na kolanach u Le Daddy i się uśmiechał. Do sprzedawcy. Bardzo uparcie. Sprzedawca z równą upartością Małego Księcia próbował ignorować. W końcu Mały Książę po każdym uśmiechu do upartego sprzedawcy zaczął zerkać na mnie, żeby sprawdzić czy wszystko jest ok - potwierdzałam to uśmiechem i spojrzeniem, więc próbował dalej. Kiedy poczuł się jednak zbyt zignorowany, w końcu, szeroko się uśmiechając krzyknął do pana sprzedawcy, machając jednocześnie dłonią w jego kierunku. Sprzedawca musiał spojrzeć, zwłaszcza, że wszyscy dookoła zwrócili na nas w tym momencie uwagę, szybko się do Małego Księcia uśmiechnął, najwyraźniej bardzo zmieszany i czym prędzej zagłębił nos w papierach. Ja i Le Daddy staraliśmy się powstrzymać wybuch śmiechu, ze skutkiem różnym. Mały Książę natychmiast poczuł się usatysfakcjonowany i zmienił obiekt zainteresowania :).

Ale - wykazał też zachowanie odwrotne - tak jak od kiedy się uśmiecha, zawsze się uśmiechał do wszystkich - tak kiedy ostatnio poszliśmy do Auberta - sklepu z zabawkami i rzeczami dla dzieci, to zareagował wręcz przeciwnie. Mianowicie rozpłakał się, kiedy zbliżyła się do niego jedna ze sprzedawczyń ;). Przestał płakać natychmiast kiedy zeszła mu z oczu, ale kiedy wróciła do nas (pokazywała nam foteliki samochodowe) to ponowie zareagował płaczem. I znowu przestał płakać jak tylko się schowała. Nie kontynuowaliśmy, bo dziewczyna już zdążyła się tak sobie z tym poczuć, a już i tak były minuty do zamknięcia sklepu, więc wyszliśmy. :)

Słuch. Wciąż nie reaguje na swoje imię książkowo - czyli, powinien się odwracać kiedy słyszy swoje imię nawet w czyjejś rozmowie, albo zwyczajnie reagować nawet na zawołanie - ale tego nie robi. Reaguje kiedy chce i jak chce. Reaguje jak się do niego czule przemawia, ale wtedy reaguje na ton, a nie na imię i mogę go nazywać jak chcę, petit chat, koteczkiem, myszką, cutest boy i wszystkimi innymi czułymi słówkami, których w stosunku do niego używam, a i tak zareaguje - wielkim uśmiechem i wyciąganiem rączek "przytul mnie/podnieś mnie". Z samym słuchem nie ma jednak problemów.

Mówi bardzo dużo, aczkolwiek mam wrażenie, że chociaż jego mowa jest bardziej zróżnicowana, to mówi jednak mniej niż wcześniej. Nie wiem dlaczego, a lekarz nie wykazał żadnego zainteresowania tym tematem, więc zakładam, że jest w porządku i że więcej się dowiem na spotkaniu 21 lipca, z okazji sześciu miesięcy. Zdarza mu się powiedzieć "mama" i chociaż wiem, że to dla niego pewnie po prostu zbitek sylab to jednak serce rośnie ;). Zwłaszcza, że zdarza mu się dość często. Zdarza mu się też powiedzieć "am am" (tak jak my mówimy, kiedy opowiadamy mu o jedzeniu) i to nawet w dobrych momentach ;). Piszczy ślicznie, kiedy się ekscytuje, czasami też, jak coś opowiada, to zawodzi trochę jak mały wilczek.

Bawi się ustami, robi "prrrr", dmucha bańki, cmoka i robi różne inne cudne minki.

Łapie i chwyta wszystko co się da. I wszystko wkłada do buzi. Jest bardzo zainteresowany wszystkimi zabawkami, potrafi się wykręcić do przedziwnej pozycji, żeby zobaczyć co jest za nim:


Bawi się przeróżnymi rzeczami, z tap-tap pianinkiem włącznie, piłką sensoryczną wciąż (tylko, że sam z siebie dodał rączki, wcześniej tylko ją lubił kopać jak leżał) oraz innymi. Stracił za to zainteresowanie karuzelką i tak jak wcześniej uwielbiał żabkę, małpkę i ptaszka nad swoją głową, tak teraz kompletnie ich olewa. Żeby sprawdzić czy przypadkiem po prostu się nie znudził zabawkami - zamieniłam je na inne - ale tylko na nie spojrzał i tyle, pełna ignorancja. Za to zaczyna wykazywać zainteresowanie urządzeniem, które karuzelkę trzyma na jego łóżeczku, więc chyba wkrótce będziemy musieli to coś zdjąć, żeby nie zrobił sobie krzywdy.

Ma swoje dwie ulubione zabawki:


Pacynka po lewej, nazwana przez nas Butterwolf (bo myśleliśmy, że to wilczek, a okazało się, że to motyl ;), chociaż dla nas nie wygląda ;) ), musi być gdzieś obok cały czas, często ją przytula do spania w ciągu dnia (w nocy nie pozwalamy mu spać z niczym, ale o tym później), czasami po prostu ją trzyma, ale ssie Butterwolfowe uszka. Bardzo narzeka, kiedy zabawka umknie mu sama z siebie lub ktoś mu ją zabierze. Chociaż... po przemyśleniu dochodzę do wniosku, że bardziej narzeka jak zabawka sama ucieknie, jeśli ja odbiorę mu zabawkę to jest to w stanie zaakceptować.

Zabawka uciekła (miało być zdjęcie jak się bawi, ale wyszło jak wyszło, akurat uciekła ;) ):


Przewraca się z plecków na boczki lub bezpośrednio na brzuszek i idzie mu to fantastycznie, z brzuszka na plecki znowu mu idzie gorzej, bo znowu przytył ;). Mam wrażenie, że co przytyje to musi się na nowo uczyć przewracania z brzuszka na plecki ;). Poza tym wciąż podczas tego konkretnego przewracania się jedna rączka go blokuje i nie do końca wie co ma z nią zrobić. Łapie swoje stopy i czasem bawi się paluszkami - ale nie próbuje wkładać ich sobie do ust. :)

Kiedy poda mu się rączki to podciąga się nie tylko do siadu, ale również do stania. Z podparciem siedzi bez problemu:



Uczy się siedzieć bez podparcia i coraz lepiej mu to idzie. Uwielbia skakanie! Kocha stać. Cały czas chciałby siedzieć lub stać :).  

PEŁZA! Śmiesznie to wygląda, bo wypina wtedy kuperek do góry i przesuwa się trochę jak dżdżownica :).

Nie mamy ścisłego schematu dnia. Na samym początku wydawało nam się, że powinniśmy mieć i nawet próbowaliśmy coś wprowadzić, ale to było takie "nie-nasze", że nikt tego nie lubił, ani my, ani on. W związku z powyższym odpuściliśmy i płyniemy z prądem. Mały Książę je kiedy chce, śpi kiedy chce, bawi się kiedy chce. Od czasu kiedy odpuściliśmy wpychanie go w sztywne ramy dnia - rytm sam zaczął się nam klarować (aczkolwiek to wciąż Mały Książę czasem zarządza).

Wygląda to, mniej więcej, tak (w dniu roboczym, bo dni wolne są kompletnie inne):
1. Około siódmej rano Mały Książę się budzi i po porannej dawce uśmiechów je pierwsze śniadanie (je z jednej piersi, sprawdziliśmy, rano to około 180ml)
2. Potem się bawimy do około dziewiątej, kiedy to Mały Książę zaczyna być zmęczony i je drugie śniadanie (kolejne 180ml z drugiej piersi) po czym przy niej zasypia. To jest czas kiedy ja, starając się za bardzo nie ruszać, przytulam się do niego i robię różne rzeczy na komórce.
3. Mały Książę długo nie śpi i około dziesiątej jest już na nogach. Bawimy się i przygotowujemy lunch ;) do dwunastej z kawałkiem, a potem, kiedy Le Daddy wraca do domu i jemy lunch - Mały Książę również je lunch i zasypia na chwilkę przy piersi.
4. Po jego obudzeniu się, bawimy się do około piętnastej (zależnie od dnia), kiedy to Mały Książę znowu robi się głodny i śpiący równocześnie, więc znowu je zasypiając na jakieś 15-20 minut przy piersi
5. Kiedy się budzi znowu się bawimy, a potem on je i zasypia na parę minut koło siedemnastej lub osiemnastej, kiedy czekamy, aż Le Daddy wróci z pracy.
6. Potem znowu zabawa, często zabawa z tatusiem i kolejny posiłek około dziewiętnastej - dwudziestej.
7. Potem znowu zabawa i kąpiel. Czasami jest bardzo mocno śpiący już o dwudziestej i wtedy zamiast kąpieli jest dłuższa drzemka :). Kolacja około dwudziestej drugiej, dwudziestej trzeciej - wtedy zasypia przy piersi i budzi się dopiero następnego dnia rano :).

Jeśli chodzi o spanie - to był taki moment, kiedy Le Daddy spał dość nerwowo, cały czas się budził i w półśnie skakał nerwowo po łóżku szukając Małego Księcia - wówczas przenieśliśmy Małego Księcia do jego łóżeczka, które stało obok naszego łóżka. Spaliśmy sobie tak kilka tygodni, nawet nie wiem ile, ale takie noce były męczące, wszyscy się często budziliśmy, nie mogliśmy się wyspać, wszyscy sprawdzaliśmy co chwila czy pozostali są ok ;)... Potem stopniowo Mały Książę zaczął wracać do naszego łóżka. Najpierw po karmieniu około czwartej rano, bo tak się wtedy budził, a potem poczytaliśmy z Le Daddy mądre artykuły i książki i wyszło na to, że w sumie Małemu Księciu lepiej by się spało z nami. Więc wrócił do nas do łóżka, Le Daddy już nie śpi nerwowo, bo Mały Książę już nie jest taki malutki, Mały Książę zaczął przesypiać całe noce i nawet ja zaczęłam się zdecydowanie mniej budzić i mniej nerwowo spać. Wciąż budzę się od czasu do czasu i sprawdzam, czy Mały Książę oddycha (i wciąż mnie stresuje kiedy na parę sekund od czasu do czasu o oddychaniu zapomina), ale śpi mi się zdecydowanie lepiej!

Oczywiście Mały Książę nie śpi na "gołym" łóżku, ale w naszym łóżku jest po prostu jego kokonik (już "doroślejsza" wersja niż ta, którą dostaliśmy podczas wypisu z NICU w Cannes (o tym będzie w Naszej Historii) ). Kokonik sobie leży pomiędzy nami i wszystkim jest wygodnie :).


Takie uśmiechy mnie witają co rano:


A po drugim śniadanku czasami sobie tak drzemiemy:



W dni, podczas których Le Daddy jest cały czas w domu (na wypadek alergii lub zakrztuszenia się) - próbujemy nowego jedzonka. Próbowaliśmy marchewki i jest nawet całkiem całkiem oraz kaszki bananowej, która nie przypadła Małemu do gustu:




Marchewką bardzo chętnie się bawił i dopominał się "jeszcze", a kaszką nawet się nie chciał bawić i ewidentnie mu nie smakowała, zamykał usta, wypluwał.

***
Kompletnie się zdekoncentrowałam, przyznam szczerze, i zapomniałam co miałam jeszcze napisać.

O lustrze, może, i o morzu, o!

Generalnie rzecz biorąc nie przepada za sobą w lustrze, tudzież na ekranie aparatu, ale - pewnego dnia spojrzał w lustro i się zachwycił. Zaczął go dotykać, sprawdzać, uśmiechać się :). Również uśmiecha się do mnie w lustrze. :)

Morze. :) Nie podobało się na początku, ale jak poleżeliśmy na kocyku obok ryczących fal to już było lepiej :). 





Zmieniliśmy też fotelik samochodowy i wózek :). Do tej pory używaliśmy w funkcji obydwu koszyczka z wózka Bebe Confort 3w1...

Rany, właśnie sobie uświadamiam, że nie znam polskich słów dotyczących wózka ;).

Kółka mamy z serii High Trek, a góry z serii Creatis Fix (wszystko dostaliśmy w prezencie od Taty mojego Francuza czyli dziadka Claude'a). W tym zestawie są trzy góry: nacelle, czyli po polsku to CHYBA jest gondola (długie, z budką, dziecko w środku leży, może też służyć jako leżący "fotelik" samochodowy) - używaliśmy tego bardzo krótko. Drugą górą jest cosi, czyli po polsku nie mam pojęcia co ;). To jest taki jakby koszyczek, robi jednocześnie za wózek i za fotelik samochodowy, przy czym wygląda z boku jak przewrócony na plecy pac-man z rozdziawioną szerzej niż zwykle buzią ;). A trzecia góra to le hamac i to CHYBA jest spacerówka. Le hamac można ustawiać w różnych pozycjach, dziecko może siedzieć kompletnie, być przechylone do tyłu, a także zupełnie leżeć. :) 

Wracając do początku poprzedniego akapitu: do tej pory używaliśmy cosi, a teraz zmieniliśmy na osobny fotelik samochodowy (również prezent od dziadka Claude'a, jak większość dużych rzeczy, które mamy dla Małego Księcia) i na le hamac w ramach wózka. :)









Zaszalałam i zamówiłam sobie do "nowego" wózka nakładki z La Millou - mają przyjść jutro i mam nadzieję, że w realu będą tak samo piękne jak w sieci :). Jak przyjdą to się pochwalę ;). Zaszalałam w sumie potrójnie, bo korzystając z ogromnych promocji zamówiłam sobie też torbę JuJu BFF, do której wzdychałam już od dwóch miesięcy (60% taniej ją kupiłam!) oraz zamówiłam w Empiku trochę zabawek i nową matę do zabawy (bo jego ulubiona kiedyś Rainforest Fisher Price już mu się znudziła :(, szkoda, śliczna była, lubiłam ją :) ). Zabawne jest to, że za 7 zabawek, matę i jeszcze przybory kosmetyczne i aspirator - i na dodatek jeszcze za przesyłkę zagraniczną zapłaciłam tyle, ile we Francji kosztuje jedna, taka sobie na dodatek, mata do zabawy. :) 

***

To co mnie martwi to to, że Mały Książę nie umie sobie poradzić jeśli coś spadnie mu na twarz. Bawiliśmy się cieniutką, tetrową pieluszką, którą przesuwałam mu po twarzy - i wówczas pierwszy raz zauważyłam, że on nie próbuje sobie jej z twarzy zdjąć - za to wpada w absolutną panikę, zamiera bez ruchu i przestaje oddychać. Nawet nie próbuje się uwolnić :O. Nawet nie próbuje oddychać (a przez taką pieluszkę mógłby w pełni swobodnie!). Gorzej, że tak samo się zachowuje, kiedy materiałowa zabawka, którą się bawi spadnie mu na twarz - dlatego cały czas jest pod nadzorem. Ćwiczymy to - zakrywam nas oboje kołdrą, żeby widział, że jesteśmy razem, i pokazuję mu jak się odkopać, cały czas równocześnie się do niego uśmiecham i tłumaczę, że wszystko jest ok. 

To chyba wszystko! Gratuluję wytrwałym, którzy przeczytali wszystko ;).