Saturday, December 5, 2015

Świąteczne jarmarki na Francuskiej Riwierze

Post powstał w ramach projektu Kalendarz Adwentowy Klubu Polek (FB). Codziennie między 1 a 24 grudnia na na blogach Klubowiczek pojawiają się posty związane z nachodzącymi Świętami. Różnorodność tematów oraz ciekawostki z najróżniejszych krajów na pewno Was zainteresują. Zapraszam do śledzenia, czytania, komentowania:)

**

Jak co roku na początku grudnia Francuska Riwiera rozjaśnia się milionem świateł, światełek i światełeczek, a lokalne rynki wypełnia gwar rozmów, drobiazgi do kupienia, świąteczne dekoracje, biegające za Świętym Mikołajem dzieci oraz cudowny zapach pieczonych kasztanów.

Pomimo strasznych wydarzeń w Paryżu - Riwiera się nie boi i wszędzie organizowane są świąteczne jarmarki! W poprzednich latach miałam przyjemność uczestniczyć w kilku z nich i z pewnością nie odmówię sobie tej radości również w tym roku.

Najciekawszą propozycją wydaje mi się jarmark bożonarodzeniowy, którego zadaniem jest połączenie wielu kultur i narodowości - Noëls du Monde w Roquefort les Pins. Kiermasz ten organizowany jest co roku i początkowo jego zadaniem było pokazanie dzieciom z lokalnych szkół jak rozmaite są tradycje świąteczne na świecie (dlatego właśnie pierwsze Noëls du Monde odbywały się w tygodniu - aby nauczyciele mogli zabrać tam swoje klasy na wycieczkę), jednakże okazało się, że jest to wydarzenie tak popularne i szeroko oczekiwane, że aktualnie odbywa się w weekendy, aby każdy zainteresowany mógł w nim wziąć udział.

W ramach kiermaszu będą stanowiska z tradycyjnym świątecznym jedzeniem z krajów takich jak Polska (!), Peru, Holandia, Haiti, Australia, Włochy, Szwecja, Nowa Zelandia, Południowa Afryka, Wielka Brytania oraz pewnie jeszcze kilku innych. Oprócz możliwości spróbowania różnych świątecznych potraw będziemy też mieć możliwość zapoznania się z twórczością około-świąteczną pochodzącą z krajów biorących udział w wydarzeniu. Więcej na ten temat można poczytać na blogu mieszkanki Roquefort les Pins, która co roku bierze czynny udział w tymże jarmarku: klik (angielski). Jarmark odbędzie się 12 grudnia - przywita nas Święty Mikołaj oraz gorąca czekolada oferowana przez lokalne merostwo, a o 17 odbędzie się pochód z latarenkami. Tutaj: klik znajduje się szczegółowy program.

**


Szóstego grudnia odbędzie się uroczyste włączenie świątecznych świateł w Mougins Village (moje miasteczko!). W zeszłym roku mieliśmy pecha - bowiem podczas włączania świątecznego oświetlenia oraz podczas jarmarku padał deszcz, więc trzymam kciuki, abyśmy w tę nadchodzącą niedzielę mieli więcej szczęścia - i jeśli wszystko się uda to postaram się opisać i pokazać jak było :). Dla chętnych: odbędzie się to o 16:30.

Kalendarz Adwentowy w Mougins! Warto przyjść i sprawdzić co kryją w sobie poszczególne okienka, miasteczko zaprasza szczególnie 6, 10, 15, 18, 19 i 20 grudnia, bowiem w tych dniach na świątecznej scenie będą pokazywane kreacje dzieci z lokalnej szkoły.

Od 18 do 20 grudnia będziemy mieć możliwość wzięcia udziału w lokalnym jarmarku świątecznym a tutaj: klik znajduje się rozbudowany program atrakcji :).


Szóstego grudnia będzie miał miejsce jarmark świąteczny w Mouans-Sartoux (pomiędzy Mougins a Grasse) - jeśli jednak macie zamiar tam się wybrać samochodem uzbrójcie się w cierpliwość, Do Mouans-Sartoux jest kiepski dojazd, jedna główna ulica, na której pierwszeństwo mają piesi oraz dość małe okoliczne parkingi :). Jednakże sam market zapowiada się ciekawie, a największą jego atrakcją będzie kolejna, trzydziesta druga już, wystawa figurek bożonarodzeniowych (bo we Francji bardzo przestrzeganą tradycją jest budowanie nie tylko szopek, ale także całych miasteczek bożonarodzeniowych - sklepy wypełnione są cudnymi miniaturkami i ogromem miniaturowych urządzeń do animowania i oświetlania tychże budowli - ale o tym będzie osobny post :) ). Figurki można obejrzeć w lokalnej mediatece od 13 listopada aż do 24 grudnia, od godziny 14 do 18.

**

Szczególnym sentymentem darzę jarmarki świąteczne w Cannes oraz w Nicei. W tym roku Village de Noël w Cannes otwarty jest od 28 listopada aż do 3 stycznia 2016. Każdego dnia można tam będzie kupić lokalne pyszności, całą masę słodyczy, a także przeróżne artystyczne drobnostki, dekoracje świąteczne i prezenty. Ja co prawda mam zdjęcia tylko robione w ciągu dnia, ale warto się wybrać już po zachodzie słońca, by móc rozkoszować się klimatycznym oświetleniem :). Na zdjęciach moja Mama objada się jarmarkowymi smakołykami: churros z Nutellą oraz jabłkiem w cukierkowej polewie :).









Nicea, znana z łagodnego klimatu i ciepłych zim - z radością przywita wszystkich odwiedzających gorącymi pieczonymi kasztanami. Magię nadchodzących świąt podkreśli rozbrzmiewająca wszędzie świąteczna muzyka, a jeśli odwiedzicie miasto wieczorem to będziecie mogli pozwolić się zaczarować pięknej aranżacji świetlnej!

W Nicei, na placu Masena, nie tylko będziecie mogli zaopatrzyć się w prezenty świąteczne, dekoracje, zjeść coś pysznego (łącznie z tradycyjnym raclette, którym w zimie wszyscy się we Francji zajadają), napić się czegoś pysznego (grzane wina i inne pyszności) czy też kupić coś pysznego do domu, ale także się pobawić - i nie tylko przejechać na diabelskim młynie (a z młodszymi dziećmi na karuzeli choince - w bombce), poskakać na trampolinie czy też w nadmuchiwanym zamku, ale także pojeździć na łyżwach! Widok z diabelskiego młynu jest cudowny i polecam każdemu by poświęcił chwilę na tę atrakcję :).

Jarmark w Nicei należy do tych tradycyjnych - wystawcy mają swoje miejsca w klimatycznych drewnianych domkach przypominających górskie chalets, a co roku dominuje jeden temat. Tegoroczny temat to "tradycja i folklor". Jarmark otwarty będzie od jutra (piąty grudnia) aż do czwartego stycznia.

A tu kilka zdjęć z zeszłego roku (i moja ukochana, śliczna Mamusia objadająca się churros z Nutellą ;))) ):









Będąc w Nicei warto także przejść się do centrum handlowego Nice Etoille, które znajduje się zaledwie jeden przystanek tramwajowy od Placu Masena gdzie odbywa się kiermasz. Centrum to zazwyczaj na Święta jest ślicznie udekorowane, można także sobie zrobić zdjęcie ze Świętym Mikołajem oraz kupić prezenty świąteczne :).






Mniej tradycyjnym, ale równie uroczym kiermaszem może pochwalić się miasteczko Valbonne. W Valbonne w każdy piątek całego roku na ulicach rozstawiają się sprzedawcy różnych cudów i cudności, ale w okresie świątecznym ulice zajęte są przez sprzedawców świątecznych :). Warto wtedy przejść się wąskimi, ale jakże urokliwymi uliczkami starego miasta - pośród różnych różności na porozstawianych dookoła stolikach można trafić na prawdziwe skarby! Na rynku można spróbować grzanego wina, gorącej czekolady oraz innych ciekawych około-świątecznych napojów; w lokalnym kościele warto obejrzeć szopkę i sezonowe przedstawienia. W Valbonne zazwyczaj również odbywa się wielkie ognisko oraz pokaz sztukmistrzów połączony z muzycznym show. Szczegółowy program wydarzeń - a jest tego bardzo dużo, atrakcje na cały grudzień zapewnione! - można pobrać stąd: klik

Kiermasze, jarmarki oraz inne świąteczne atrakcje znaleźć można prawie w każdym, najmniejszym nawet miasteczku, a ja gorąco polecam Wam uczestnictwo w nich. To bardzo przyjemnie wprowadza w świąteczny nastrój, nawet jeśli dookoła są palmy, niedaleko szumi ciepłe morze, a zamiast śniegu codziennie jest błękitne niebo zalane ciepłymi promieniami niezmiennie obecnego słońca :).




Thursday, December 3, 2015

Dziesięć miesięcy Małego Księcia

2015-11-22, niedziela

Wiek urodzeniowy: 10 miesięcy (43 tygodni 3 dni)
Wiek korygowany: 8 miesięcy (35 tygodni 3 dni)

Wzrost: 69,5cm (wolniutko rośniemy)
Waga: 8900g



Ubranka: 71 zaczynają być ciasne w stópkach, ale wciąż oscylujemy pomiędzy 71 a 74 :)

Wygląd: oczy tak samo magiczne jak miesiąc temu :). Nie wiem czy mu się jeszcze zmienią? Włoski: ciemny blond (wciąż nas to zaskakuje, bo my oboje ciemnowłosi). I cały czas zapominam napisać: ma cztery zęby :).

Umiejętności

Mowa na razie bez zmian (mama, dada, baba, blabla, banana, hej, hi, ke), chyba koncentruje siły na innych zdolnościach :). Za to bardzo dużo rozumie, wszystkie pochwały, hihi, ale też informacje dotyczące tego co będzie się za chwilę działo (oczywiście przekazywane w prosty sposób). Rozumie też proste polecenia typu "podaj", "chodź", "wróć" itd :). 

Raczkuje już normalnie, czyli na rączkach i kolanach, ale jak się zmęczy to jeszcze czasami porusza się opierając się na brzuszku.

Siada już nie tylko z pozycji "bocznej", ale teraz już z każdej :). Robi to szybko i bez problemu :). 

Wstaje przy meblach, pudełkach, praktycznie przy wszystkim przy czym się da. Próbuje wstawać bez niczego, ale jeszcze mu się to nie udaje. Chodzi przy meblach :) i za rączki. 

Jeśli chodzi o zabawki to w tym miesiącu nauczył się zdejmować i nakładać kółeczka na patyczek. A poza tym bawi się wszystkim po trochu. Kupiłam szczeniaczka Fisher Price, myśląc, że to będzie hit, ale Mały Książę nie zwraca na niego najmniejszej uwagi. 

Rozpoczęliśmy socjalizację - raz w tygodniu chodzimy na spotkania z mamami i dziećmi poniżej roku, grupa francusko-angielska :). Po pierwszym spotkaniu oboje z Małym Księciem się rozłożyliśmy i byliśmy chorzy cały tydzień.

Co jeszcze... Nauczył się Mały Książę klaskać i klaszcze przy każdej okazji ;). Przytula się uroczo, chociaż jeszcze nie obejmuje za szyjkę. Daje bardzo wilgotne buziaki, szeroko otwartą buzią, ale tylko wtedy kiedy sam chce, nie na zawołanie :). 

Jego schemat spania się nie zmienił, śpi w nocy pomiędzy 9 a 11 godzin, a potem ma jeszcze dwie drzemki w ciągu dnia, jedna 30-60minut i druga 2-3h. Wciąż śpi z nami. Swoją drogą nawet jakbyśmy chcieli, żeby miał osobny pokój i tam spał (a na razie nie chcemy) to i tak w tym mieszkaniu nie mamy takiej możliwości ;).

Jeśli chodzi o jedzenie to powoli nabieramy odwagi. Generalnie je to samo co my - np wczoraj jedliśmy na kolację makaron z pomidorami i serem - i on też jadł to samo, tylko pokrojone :). Czasem dostaje do ręki kawałek naleśnika czy też czegoś innego... Ale, tak czy inaczej, jedzenie "dorosłe" nie jest jego priorytem - jeśli ma wybór to wybiera moje mleko bez żadnego wahania. Dlatego nie ma jeszcze kilku stałych posiłków dziennie, a je z nami jak wykazuje taką chęć. Nic na siłę!! :)) 

Uwielbia kąpiele i prysznice. Czasem ma ochotę na stanie w wannie i prysznic, czasem na kąpiel, pianę i chlapanie - a my się do tego dostosowujemy :).

Pokazuje różne rzeczy palcem wskazującym i pyta "ke?". Na początku trochę nam zajęło domyślenie się skąd się wzięło to "ke" na "co to?", ale dotarło do nas, że to skrót od francuskiego "qu'est-ce que c'est", bo przecież kiedy rano się budzimy i Francuz zabiera Małego Księcia do salonu/pokoju dziecinnego (pisałam o tym jak to Mały Książę przejmuje powoli całą naszą przestrzeń, w miesiącu 9tym) (podczas gdy ja się idę umyć/ubrać i zależnie od dnia śpię sobie jeszcze przysłowiowe "pięć" minut ;) ) - tam podczas gdy roomba kończy odkurzać Mały Książę słucha sobie BabyTV. W wersji francuskiej. Gdzie pytanie "qu'est-ce que c'est" powtarza się dość często.

Jeśli chodzi o telewizję/kreskówki/filmy itd, to oczywiście nie włączamy niczego specjalnie by zwracać jego uwagę, ale miło jest, kiedy obejrzy się również na coś innego niż logo TVN... Ostatnio oglądaliśmy z Francuzem Madagaskar i Mały Książę obejrzał z nami początek i nawet się z filmu śmiał :). Szybko mu się jednak znudziło ;).

Jest bardzo pogodny, radosny, szczęśliwy. Bardzo łatwo nawiązuje kontakt z innymi ludźmi - ale kiedy kogoś nie zna to potrzebuje chwili analizy i uważnego wpatrywania się, oraz również uśmiechu drugiej osoby - żeby się do tego kogoś przekonać i zacząć uśmiechać :).

Jednak mimo całej swej pogody ducha nie ma najmniejszego problemu z okazywaniem złości i frustracji, a frustruje się łatwo - zupełnie jak Mama ;) - kiedy próbuje, próbuje i mu nie wychodzi zrobienie czegoś.

Bardzo rzadko ma dni, w których marudzi - ale mimo wszystko się zdarzają i to jest tak inne od naszych codziennych dni, że zawsze mnie to martwi.

Jeszcze o tym jak spędzamy nasze dni - ostatnio rzadko wychodzimy na spacery w ciągu dnia, temperatura jest zdradliwa, dopiero co przeszliśmy przeziębienie... (a poza tym jakoś nie lubię tu wychodzić na spacery, ten wąski chodnik itd, wolę kiedy gdzieś jedziemy we trójkę w weekend). Ale pomiędzy drzemkami i karmieniem cały czas się bawimy razem :). W tygodniu po pracy i w wolne dni dołącza do nas Francuz i tak to spędzamy głównie czas na podłodze ;).

Chyba tyle! :)


Tuesday, December 1, 2015

Zazdroszczę

Czytam swoje ulubione blogi podczas gdy zakatarzony Mały Książę śpi na mojej piersi. Czytam, oglądam i zazdroszczę!

Tym razem przyczyną mej zazdrości jest Mari z Okruszkowych Wschodów i Zachodów. I deszcz w tle. I kawa karmelowa (chciałabym lubić kawę!). Ale najbardziej Brzuszkowe.

Kiedyś marzyłam o dwójce dzieci :). Ale teraz już nie marzę, teraz tylko czasem cichutko zazdroszczę. Bo moje marzenia w tym temacie przygniótł strach.

Chociaż moją ciążę zawsze będę wspominać ciepło i z sentymentem - nie należała ona do łatwych. Najbardziej dały mi się we znaki ostre mdłości i wymioty, które minęły dopiero pod koniec piątego miesiąca... W szóstym miesiącu wszystko zaczęło już iść źle, stan przedrzucawkowy (zatrucie ciążowe), a potem miesiąc w szpitalu, niezliczone pobierania krwi, trwanie w tej wielkiej niewiadomej - czy uda się utrzymać ciążę jeszcze chociaż jeden dzień, może jeszcze kilka godzin... I wreszcie 31 tydzień, najpierw dwudniowe wywoływanie porodu, a potem odklejanie się łożyska, krwotok, cesarka ratująca życie... Mój Mały Książę urodzony w 31t6d i zabrany do NICU na  36 dni, które dla mnie trwały całą wieczność. A po wyjściu ze szpitala, po serii zastrzyków - tak czy inaczej dopadła mnie jeszcze zakrzepica. I depresja. Kiedy myślę o grudniu 2014, styczniu i lutym 2015 - widzę to wszystko jako długie pasmo czarnych dni. Kiedy wspominam te miesiące to w moich emocjach dominuje smutek. I strach.  I poczucie winy.

Długie miesiące zajęło mi dojście do siebie, a jeszcze dłuższe przekonanie swojego ciała, że nie jestem w ciąży. To brzmi dziwnie, kiedy o tym piszę, ale tak faktycznie było - chyba dopiero kiedy Mały Książę skończył magiczne dziewięć miesięcy to udało mi się w pewien sposób zakończyć tę ciążę - psychicznie. 

W każdym bądź razie teraz moje ulubione blogerki są w kolejnej ciąży, Mari, Sabina... I moja K jest w ciąży, i jeszcze w mojej rodzinie będzie na początku czerwca kolejne maleństwo...

A ja się zbyt boję. Francuz też - wiele razy o tym rozmawialiśmy, ale nasz jest większy niż pragnienie. Nie chcemy tego przeżywać jeszcze raz. Gdyby tylko ktoś mi mógł dać gwarancję, iż następnym razem będzie dobrze... Ale to niemożliwe :). I dlatego na zazdrości i wierze, że z czasem mi przejdzie - pozostańmy. 

:)

***

Z kompletnie innej beczki wiadomości: mój Francuz dostał bardzo dobrą propozycję pracy, ale... w Polsce. Propozycję przyjął, więc wszystko wskazuje na to, że od lutego/marca 2016 będę dalej buszować, ale w Polsce właśnie. Ciekawe jak to będzie: wrócić? :)

Czas płynie :)

Z dzieckiem w domu czas płynie błyskawicznie, każda chwila wypełniona jest śmiechem, zabawą lub też cichym przytulaniem :). Uwielbiam. Nigdy wcześniej, przed ciążą, przed dzieckiem - nie przyszło mi do głowy, że będzie aż tak cudownie. Że miłość do dziecka jest aż tak silna. To wspaniała i niesamowita przygoda :).

A czas płynie, pędzie, szaleje - dopiero co świętowaliśmy drugą rocznicę ślubu, a tu już za moment, za niecałe dwa miesiące, będziemy świętować pierwsze urodziny Małego Księcia! Aż ciężko uwierzyć :).




Kocham tę moją małą rodzinkę całym sercem :))

Tuesday, November 10, 2015

Nakładanie klocków

Wiek urodzeniowy: 41 tygodni 5 dni (9 miesięcy i 2,5 tygodnia)
Wiek korygowany: 33 tygodnie i 5 dni (7 miesięcy i 2,5 tygodnia)

Posiadanie dziecka to radość z codziennych osiągnięć :)). Prosto z placu boju (zabaw) informuję, iż Mały Książę właśnie nauczył się nakładać kółeczka na patyczek ;)))) :D

Sunday, November 8, 2015

Dziewięć miesięcy Małego Księcia

2015-11-08
Nie mogę się nadziwić jak szybko mija czas od kiedy wszystko kręci się dookoła Małego Księcia. Dopiero co minęło dziewięć miesięcy, a już jesteśmy w połowie drogi do dziesiątego! Znowu się spóźniam z moją podsumowującą notką :).

2015-10-22, czwartek
W tym miesiącu dziewięć miesięcy zbiegło się z trzydziestym dziewiątym tygodniem :)


Wiek urodzeniowy: 9 miesięcy (39 tygodni)
Wiek korygowany: 7 miesięcy (31 tygodni)

Wzrost: 68,5cm
Waga: 8250g

Ubranka: bez zmian: 71 i 74. Piżamki 71, ale body 74 :)

Pieluszki: Pampers Baby Dry nr 4

Wygląd: oczy ma nasz Mały Książę iście magiczne ;). Bazowy kolor to szary. Dookoła źrenicy ma bursztynowe pierścienie, a od zewnętrznej strony - zielone. Zależnie od światła jeden z tych dwóch dodatkowych kolorów jest bardziej widoczny niż inny, dzięki czemu kolor za prawie każdym razem wydaje się inny. Kolor włosów chyba się ustabilizował już na dość jasnym poziomie.

Umiejętności: mowa na razie jest na podobnym poziomie jak w zeszłym tygodniu, z wyraźnych słów mamy "mama", "dada", "baba", "am am", "anana" (banan). Do tego doszło "tata", "dzidzi" i jeszcze parę zbitek, "nyny" na przykład, ale nie jestem pewna znaczenia ;). Czasami widać, że bardzo próbuje się z nami porozumieć czy też coś przekazać i bardzo wyraźnie i uparcie powtarza pewne zbitki (zwłaszcza do Taty) i bardzo się na tym skupia i jest bardzo sfrustrowany, kiedy Tata go nie rozumie.

Wciąż reaguje na imię, chociaż są takie momenty, w których jest bardzo na czymś skupiony (na przykład na jakiejś zabawce) i wtedy puszcza wołanie mimo uszu. Ale - kiedy porusza się po pokoju i zaczyna wędrować w "niebezpieczne" rejony, na przykład kieruje się do przedpokoju - wołam go, mówię "chodź do mnie", a Mały Książę grzecznie zawraca i przyraczkowuje do mnie. ;)

Właśnie - raczkowanie. Nie podnosi brzuszka w 100 procentach, ale się stara. Porusza się jednak bardzo szybko, odpychając się równocześnie rączkami i nóżkami oraz próbując podnosząc brzuszek. Łapie się wszystkiego czego tylko może szukając podpory do wstawania - ale najpierw testuje przyczepność. I tak na przykład, zanim spróbował wstać trzymając się nogi od stołu, najpierw przez kilkanaście minut przesuwał dłonie po powierzchni nogi, sprawdzał tarcie, przyczepność, potem na próbę podnosił się odrobinę, na ułamki sekund, zanim spróbował wstać. Zanim wejdzie (wpełźnie) w nowe miejsce, które jest inne od tych, które zna - to również bardzo skrupulatnie bada fakturę podłogi, przesuwa dłońmi po powierzchni, sprawdza jaka jest w dotyku, czy da się złapać, jaki wydaje dźwięk itd itp. Urocze :).

Siedzi sam już od dawna, wstaje podciągając się na różnych rzeczach, a dzięki Justynie z Wcześniak i co dalej i jej wskazówce - Mały Książę nauczył się siadać sam i teraz już jest w tym ekspertem :).

Bardzo rwie się do chodzenia i jest przeszczęśliwy, kiedy ktoś go złapie za rączki, żeby mógł pochodzić. Jego ulubioną zabawką jest takie coś:

http://www.amazon.fr/Vtech-Jouet-1er-Age-Trotteur/dp/B00QFKMW1Y

Uwielbia przy tym stać i bawić się wszystkim po kolei. A kiedy chce pochodzić wówczas (oczywiście cały czas pod moją opieką) łapie się za zielony uchwyt i pcha zabawkę przed sobą. :)

Drugą ulubioną zabawką jest sorter Fisher Price:

Wyjmuje klocki z pudełka, wkłada je sobie z powrotem, wyjmuje... Kiedy zamknę żółte wieczko, próbuje wkładać klocki do środka, ale jeszcze tak sobie mu to wychodzi. Na razie umie włożyć kółeczko i czasami kwadrat. Jego ulubionym klockiem jest pomarańczowa gwiazdka - i mam wrażenie, że pomarańczowy to jego ulubiony kolor, bo po rzeczy właśnie w tym kolorze najchętniej sięga.

Nocami śpi z nami. Zasypia około 20:00 i śpi aż do 7:30 (jeśli obudzi go budzik) albo do prawie 9:00, jeśli Tatuś wstanie przed budzikiem i go wyłączy na czas :). W ciągu dnia ma już tylko dwie drzemki - jedna około 11:30, krótsza, trwa około 30-40 minut. Druga, już dłuższa, około 15:00 - trwa od dwóch do trzech godzin :). Gorzej, że od kiedy nie śpi w kokonie to te drzemki z reguły odbywają się na mnie ;), więc i tak nie bardzo mogę cokolwiek w tym czasie zrobić. Próbujemy nauczyć go tego, żeby spał sam w swojej "bazie" jak to nazywa moja Mama :), na razie średnio nam to wychodzi, aczkolwiek w tej chwili właśnie tam śpi! :)

Jedzenie - jeszcze zanim urodziłam dziecko wydawało mi się, że BLW będzie dla mnie naturalnym wyborem. Kupiłam sobie książki na temat, książki z przepisami również... A potem urodził się Mały Książę. Dwa miesiące przed czasem. A potem był siódmy kwiecień, dzień, w którym Mały Książę zakrztusił się swoim lekarstwem i zapadł w miniśpiączkę, dzień, w którym w panice po raz pierwszy jechaliśmy na ER. I potem już bałam się mu dawać cokolwiek. Francuz też. Od czasu do czasu próbujemy, ale jest to dla nas tak okropnym stresem, że te próby są krótkie i kończą się łyżeczką ;). Ale, niedawno Mały Książę zgarnął Tatusiowi kanapkę z talerza - z fetą i pomidorem. I zanim mu zdążyliśmy zabrać to ją pożarł ;). 

Kilka razy spróbował osobno plasterka pomidora - bardzo mu pomidory smakują. I wszystkie sosy na bazie pomidorów (u nas na stole pomidor gości niemalże codziennie, bo uwielbiamy pomidory). Ale generalnie rzecz biorąc za bardzo się boimy na razie, więc Mały Książę je łyżeczką. I w meshowych feederach też. Wciąż jednak jego głównym pożywieniem jest moje mleko.

Dalej nie jest zainteresowany telewizją, chociaż logo TVN przyciąga jego uwagę za każdym razem. Kiedy włączamy kreskówki (dla nas, bo mimo, iż jesteśmy dorośli, to lubimy kreskówki, oboje z Francuzem uwielbiamy My Little Pony, oglądamy też Tygryska Daniela, który wiele może nauczyć nie tylko dzieci, ale też rodziców) to patrzy się przez minutę, a potem wraca do zabawy.

Ulubione wiersze to wciąż Lokomotywa i Żuk. Bańki zaczął łapać wszędzie, a nie tylko rozpryskiwać je na mojej twarzy :).

Ach, z innych rzeczy - wciąż wszystko wkłada do buzi. Pokazuje palcem wskazującym czego chce oraz często używa palca wskazującego do wciskania klawiszy na różnych zabawkach - zauważyłam, że w ten sposób kopiuje to jak ja trzymam dłoń podczas obsługiwania telefonu - tak samo układa wszystkie palce :). Potrafi podnieść z ziemi nawet najmniejsze okruszki, więc iRoomba przelatuje przez pokój codziennie rano, zanim wstaniemy i rozwiniemy matę do zabawy :).

Prawie nigdy nie jest sam. Zdarza się, bardzo rzadko, że zostawiam go na chwilę samego (wówczas zamykam kojec, który normalnie jest otwarty, żeby Mały Książę mógł wchodzić i wychodzić kiedy chce), żeby skoczyć do łazienki, ale nawet wtedy zostawiam z nim ipada i moją Mamę na FaceTime, żeby mogła do niego mówić i go obserwować :).

A nasz salon, o, sorry, w sumie pokój dziecinny ;))), zmienia się bardzo żywiołowo i w tej chwili wygląda tak:


Z kanapy zrezygnowaliśmy zupełnie, zwłaszcza, że i tak z niej nie korzystaliśmy. Małe łóżeczko Małego Księcia zastąpiliśmy kojcem - bazą. W ciągu dnia na dywanach rozkładamy matę Dwinguler o imponującej wielkości 2,3m x 1,4m (i 1,5cm grubości). Po lewej stronie kojca stoi bujany fotel, na którym karmię mojego małego głodomora, a po prawej stronie jest mój kojec ;), w którym nagrywam filmy na YouTube ;) - jest odgrodzony, ponieważ gniazdka znajdują się na poziomie podłogi i ponieważ przypadkowo różne elementy mogą mi tam spaść - koraliki, kawałki modeliny - różnie się dzieje. Na wszelki wypadek w tymże kąciku używam nawet innych kapci, żeby niczego nie przenieść na plac zabaw Małego Księcia. Zupełnie po lewej stronie jest nasz skromny kącik komputerowy. Po drugiej stronie pokoju jest stół do przewijania, szafa Małego Księcia, oraz stół, przy którym stoi również krzesełko Małego Księcia, a także, oczywiście, regały z książkami oraz zabawkami ;).

To tyle na dzisiaj - zwłaszcza, że chcemy wykorzystać piękną listopadową pogodę i ciepły dzień (24 stopnie) i pójdziemy na spacer nad morze :). Do zobaczenia! :)

PS. Ach, zapomniałabym. Bardzo wyraźnie okazuje złość i frustracje. Złości się, kiedy kończy się jedzenie, które mu smakuje. Złości się, kiedy Tata trzymając go chce usiąść przy komputerze - już wie, że będzie tam się nudził i bardzo wyraźnie okazuje, że tego nie chce ;).

Coraz lepiej nam wychodzi organizacja dnia :).

PS2. (Ciężko mi się oderwać od pisania) Mały Książę jest bardzo, ale to bardzo radosnym i pozytywnym dzieckiem, większość czasu się uśmiecha, śmieje - widać po nim, że jest szczęśliwy. W domu jest z reguły bardzo dobra i pozytywna atmosfera, co się odbija na naszym synku :). Ale - był taki jeden dzień, kiedy to napięcie było duże, sprzeczka wisiała w powietrzu - Mały Książę wówczas nie potrafił zrozumieć co się właściwie dzieje - wodził wzrokiem pomiędzy mną i Francuzem i wręcz widać było wysiłek na jego twarzy, żeby zrozumieć o co chodzi! Na szczęście czas sprzeczki minął błyskawicznie, w końcu to było tylko głupiutkie nieporozumienie - i dalej wszyscy cieszymy się naszą codziennością, bliskością i szczęściem :).

PS3. I jeszcze! Mały Książę pije z kubeczka typu Dojdy oraz ma też nowy kubeczek z rurką, z którą świetnie sobie radzi :).

Thursday, October 8, 2015

Basia w Krainie Żabojadów czyli Diav marudzi

Wreszcie notka, która nie jest o dzieciach!

Post ten, lekko marudzący, piszę w ramach Projektu Jesiennego Klubu Polki na Obczyźnie (klik). Poczytajcie pozostałe notki projektowe - gwarantuję, że nie będziecie zawiedzeni :). 

Goniąc za moim prywatnym Żabojadem do winno-serowej nory wpadłam trzy lata temu i (jak na razie) tak już zostało. Wiele rzeczy we Francji kocham, kilka toleruję, ale są też takie, do których zupełnie nie mogę się przyzwyczaić.

BRAK PUNKTUALNOŚCI
Pierwszą wadą Francuzów (oczywiście zapewne nie wszystkich, nie chcę tu generalizować) to brak punktualności. Być może to wada lokalna, panująca głównie na Lazurowym Wybrzeżu, gdzie zawsze, nawet w zimie, panuje bardzo wakacyjna i leniwa atmosfera?

Sama nie należę do osób bardzo punktualnych i niestety często zdarza mi się spóźniać, ale ja, przy rasowych Francuzach - to mały pikuś!

Najgorsi chyba są lekarze - z racji problemów ciążowych i różnych wizyt już po - odwiedziłam mnóstwo lekarzy i żaden nie przyjął mnie na czas. Na początku myślałam, że to może kwestia innych pacjentów, więc zaczęłam się zapisywać na godzinę ósmą rano - ale nawet na te spotkania lekarze notorycznie się spóźniali. Podobnie sprawa się ma z urzędnikami w różnych miejscach, a zwłaszcza na poczcie... Ach, poczta.

POCZTA
Francuska poczta to dla mnie temat rzeka. Z urzędnikami pocztowymi jestem na bakier od kiedy prawie opóźnili mój ślub!

A było to tak:
W pewien wrześniowy poniedziałek w 2013 roku, konsulat wysłał do mnie dokumenty. Dokumenty z ARką, czyli rejestrowane (czyli nasze "polecone") - przyszły na naszą pocztę następnego dnia (wtorek). W środę list dostał adnotacje: "nie znaleziono skrzynki pocztowej" i list zwrócono do konsulatu.

Kilka faktów:
- nasz budynek stał w tym samym miejscu już piętnaście lat.
- był w nim działający (sprawdziliśmy) domofon.
- na domofonie był nasz numer mieszkania.
- na skrzynce, w widocznym miejscu, były nasze nazwiska oraz również numer mieszkania.
- mieszkaliśmy jakieś 300 metrów od poczty

Na szczęście, po całym dniu wykonywania telefonów do merostwa i konsulatu, udało się załatwić tak, że konsulat przesłał dokumenty mailem bezpośrednio do merostwa, dzięki czemu można było rozpocząć publication des bans. Także UWAGA, jeśli chcecie wziąć ślub we Francji, przed francuskim merem - to załatwiajcie dokumenty trzy miesiące wcześniej (dokumenty są ważne tylko trzy miesiące). My zaczęliśmy załatwianie dwa miesiące przed ślubem i byliśmy przekonani, że to wystarczy - ale - NIE WYSTARCZYŁO. Przez pocztę zdążyliśmy ledwo ledwo na czas. Uczcie się na moich błędach ;).

Tak jak wspomniałam - poczta francuska to dla mnie temat rzeka, więc muszę się mocno powstrzymywać, żeby nie popłynąć z tym prądem - ale pozwolę sobie na opisanie jeszcze dwóch sytuacji :).

Krótka historyjka z Diabełkiem czyli o tym jak diable się przydaje do odbierania przesyłek ;)
To było w lutym tego roku, czyli historyjka dotyczy już innego mieszkania i innej poczty niż poprzednia. Ba, nawet innego miasta!

Ale, cofnijmy się do tego zimowego dnia, kiedy to przyszły ponownie paczki, które próbowano dostarczyć dwadzieścia cztery godziny wcześniej.

Zadzwonił domofon, w słuchawce usłyszałam kobietę informującą mnie, iż jest pracownicą poczty i ma dla mnie przesyłki, w rezultacie czego próbowałam ją wpuścić do środka. Wypowiedziałam swoje magiczne "premier etage" i już chciałam odłożyć domofon, ale, ku memu zdziwieniu, ona zaczęła się domagać: "proszę do mnie zejść". Po krótkich przekomarzankach ("premier etage", "descendez", "premier etage", "non, descendez") zeszłam na dół sprawdzić o co chodzi.

Przywitałam się zdziwiona, bo kobieta, którą zastałam w drzwiach wejściowych do budynku, stała sobie ot tak po prostu, z malutką i całkiem francuską torebeczką. I niczym więcej. Perfekcyjna fryzura, perfekcyjne manicure - ale w rączkach z manicure pustka! Zero listów, zero przesyłek. Hmmm? Dość szybko okazało się jednak o co chodzi - słodkim jak cukierek głosem kobieta oświadczyła mi, że co prawda jest kurierem, ale nie będzie dźwigać paczek, bo są dla niej za ciężkie. W związku z powyższym mam za nią pójść do samochodu i sobie je przynieść. Samochód, żeby było zabawniej, stoi pięćdziesiąt metrów od poczty, bo bliżej naszego budynku nie było miejsc parkingowych.

Grzecznie odpowiedziałam (nie warto sobie robić problemów z pocztą), że jestem po poważnej operacji i nie mogę dźwigać. Kobieta mi na to, wciąż słodkim głosem, ale teraz dołączając jeszcze uśmiech, odpowiedziała, że przykro jej, ale to nie jej sprawa, jej samochód stoi kawałek dalej, mam sobie paczki przynieść.

To po co pani pracuje na poczcie? przeszło mi przez myśl, ale nie przez gardło. Chwilę stałyśmy tak obie, patrząc się na siebie niezbyt mądrze, ale na szczęście przypomniało mi się, że mamy w garażu takie sprytne coś, pomieszanie wózka i wideł, tak zwane "diable", które kupiliśmy przy okazji przeprowadzki. Kazałam jej poczekać i poszłam do garażu.

Po chwili przywiozłam "diable" i poszłam za kobietą do samochodu, który był zaparkowany spory kawałek dalej. O dziwo, sama mi paczki wyjęła ze swojego auta... Paczki faktycznie były ciężkie, jedna ważyła 2,5kg, a druga 11kg.

Poligny.
Czy wiecie, że we Francji jest gmina i miasteczko o bardzo wdzięcznej nazwie Poligny? Ja też nie wiedziałam. Aż do momentu, w którym musiałam wysłać do Polski ważne dokumenty. Do Piaseczna, gwoli ścisłości, kod pocztowy: 05-500. Dokumenty zapakowałam, adres wielkimi, wyraźnymi, drukowanymi literami napisałam - POLOGNE, kwitek wypełniłam, za przesyłkę poleconą międzynarodową zapłaciłam i radośnie się z poczty oddaliłam. O przesyłce zapomniałam, na dwa tygodnie, aż do momentu, w którym urząd się upomniał o dokumenty. Wówczas sprawdziłam na sieci gdzież to one się znajdują, zamiast leżeć sobie na półce w Piasecznie i bardzo się zdziwiłam. Dokumenty owszem, dotarły. Nawet kod się zgadzał. 05500... Poligny, France.

Poligny, Pologne, kto by tam zwrócił uwagę na różnicę... ;)

Jak widać notka do najkrótszych nie należy (taka już wada moja, że jak zacznę pisać to ciężko mi przestać ;) ), tym co dotrwali do tego momentu gratuluję, ale również lekko współczuję, bo jeszcze nie skończyłam ;).

GODZINY
Czy wspomniałam, przy okazji, w jakich godzinach pracuje poczta? Nie? No to wspominam. Bo to kolejna rzecz, do której nie mogę, choćbym nie wiem jak się starała, się przyzwyczaić. Godziny, w których otwarte są urzędy, agencje, sklepy... Żeby cokolwiek tutaj załatwić to trzeba albo nie pracować, albo też brać dzień wolny. Nasza lokalna poczta otwarta jest od 9:00 do 12:00, w godzinach 12:00 - 14:00 następuje przerwa na lunch, praca wznawiana jest o 14:00 i trwa do 17:00. To wszystko oczywiście oficjalnie, bo nieoficjalnie to o 9:15 jeszcze nikogo nie ma, o 12:00 już nikogo nie ma, o 14:00 można na kogoś trafić (ach ten brak punktualności....), ale rzadko, a o 16:45 można pocałować klamkę, bowiem godzina zamknięcia nie oznacza tutaj tego samego co w Polsce.

Jeśli sklep/urząd jest zamykany o jakiejś konkretnej godzinie oznacza to, że o tej godzinie pracownicy wychodzą do domu, a więc klienci zostają dyskretnie (lub mniej dyskretnie, jak na przykład z Auchan) wygonieni znacznie wcześniej.

W okolicy nie ma żadnych małych sklepików, więc nawet po najmniejsze zakupy muszę iść do pobliskiego Carrefoura lub Casino - nie wiem czy tak jest wszędzie, ale mi zdecydowanie takich małych, osiedlowych sklepów spożywczych brakuje. Oczywiście w niedzielę zamknięte jest wszystko oprócz piekarni.

(do not) KISS ME
Ostatnia rzecz, o której dzisiaj chciałam napisać to przywitania i pożegnania, czyli całusy. Nie lubię, nigdy nie lubiłam! Nigdy nie należałam do elitarnej grupy dziewczyn w żadnej z moich klas, które to zawsze witały się ze sobą całusami i wymieniały buziaki przy każdej możliwej okazji. Ba, czasami zdarza mi się unikać całusów od własnej rodziny, kiedy spotykamy się w ogromnym gronie i moje usta zaczynają być zmęczone przy dziesiątej osobie z rzędu ;). Ale całusy we Francji są czymś niemalże nie-do-uniknięcia.

Każde przypadkowe spotkanie w sklepie, na parkingu, z kimś znajomym mi lub memu Francuzowi, kończy się nieuchronnie nieudolnym (z mojej strony) całusem. Czasem w jeden policzek, czasem w dwa, a czasem całus powinien być trzykrotny, bo ilość cmoknięć zależy od regionu. Należy jeszcze wiedzieć, od którego policzka zacząć (nigdy nie pamiętam, ani nie umiem przewidzieć, czego skutkiem było na przykład niefortunne zderzenie się nosami z kolegą mojego męża) oraz jaki dystans utrzymać. I wykonać jeszcze pokazowe "mła". Moi, je n'aime pas. Mła, mła.

Tyle ode mnie! Jeśli macie ochotę poczytać więcej to zapraszam do wczorajszej notki Adrianny, która dzieliła się z nami tym do czego nie może się przyzwyczaić w Niemczech, a jutro odwiedźcie Anię, która opowie Wam o tym czego nie lubi w słonecznej Italii :)

Na koniec jeszcze ważna informacja:

Jesienny projekt Klubu Polki na Obczyźnie dedykujemy akcji „AUTOSTOPEM DLA HOSPICJUM” – Przemek Skokowski wyruszył autostopem z Gdańska na Antarktydę, by zebrać 100 tys. zł. na Fundusz Dzieci Osieroconych oraz na rzecz dzieci z Domowego Hospicjum dla dzieci im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku. Bądźcie po prostu dobrymi ludźmi i wesprzyjcie akcję dowolną kwotą. Więcej info: https://www.siepomaga.pl/r/autostopemdlahospicjum

Monday, October 5, 2015

Osiem miesięcy Małego Księcia

2015-10-05, poniedziałek

Post znowu z dużym opóźnieniem, ale oto jest! Ósmy miesiąc mojego Małego Księcia ukryty w literkach :)

2015-09-22, wtorek




Wiek urodzeniowy: 8 miesięcy (34 tygodnie i 5 dni)
Wiek korygowany: 6 miesięcy (26 tygodni i 5 dni)

Wzrost: 67,5cm - coś wolno rośniemy!
Waga: 8060g (ale za to przybieramy na wadze ładnie)

Obwód główki: 44,5cm (główka też rośnie ładnie)
Ubranka: 71 i 74. Piżamki 71, ale body 74 :)

Pieluszki: Pampers Baby Dry nr 4

Wygląd: oczy ma dalej szare, ale ich środek zrobił się bardziej bursztynowy. Włoski i brwi rosną ślicznie i są coraz ciemniejsze, aczkolwiek wciąż jaśniejsze niż Mamusi czy Tatusia :).

Mały Książę mówi! W czwartek 10 września pierwszy raz wyraźnie i z pełną świadomością, o godzinie 23:35 zawołał MAMA!!!!!!!  I od tego czasu nawija jak szalony ;). Dużo jest różnych zbitek, które nie wiem co znaczą, ale z innych znaczących słów mówi: "dada" (tata), "baba" (babcia), "am am" (głodny), "anana" (banan).

Znowu reaguje pięknie na swoje imię, nawet jeśli wołamy go będąc za nim. Bawimy się w "chowanego" - Tatuś się chowa, a Mały Książę go szuka - zabawa toczy się dookoła bujanego fotela, ale Mały Książę zawsze przewidzi kolejny ruch Tatusia (a może słyszy? nie wiem) i zawsze go znajduje! :)

Siedzi sam już od dawna, przewraca się w każdą możliwą stronę, chyba tylko jeszcze fikołka nie zrobił ;). Stoi sam - ale trzymając się czegoś, wstaje sam. Umie już usiąść sam - ale nie lubi z tej umiejętności korzystać i jeśli leży i chce usiąść to woła nas na pomoc. Wie, że jeśli przewraca się do przodu to należy wystawić rączki do przodu (ćwiczyliśmy tę umiejętność). Trzymany za rączki chodzi, a ostatnio zaczął sam się przesuwać trzymając się brzegu łóżeczka.

Nie raczkuje (w sensie: nie przesuwa się na kolanach i rękach), za to błyskawicznie się przemieszcza pełzając. Na razie mam obawy co do twardości naszej podłogi, więc pozwalamy mu się poruszać tylko na macie (mata jest bardzo duża, ale i tak dotarcie z jednego brzegu na drugi zajmuje mu tylko sekundy ;) ).

Wciąż śpimy razem i śpi nam się super. Mały Książę przesypia noce, ale ostatnio przez sen domaga się piersi (więc dostaje) - nie wiem czy to kwestia tego, że jest dość sucho (sama piję dużo w nocy) czy też może skoku rozwojowego, który przechodzi? Nie budzi się podczas jedzenia - pije trochę, po czym zmienia pozycję i dalej śpi. Generalnie śpi od 20 - 22 (zależy od tego co robimy wieczorem) do 7:30 czyli do budzika. Jeśli chce się napić, a ja się nie budzę to wówczas się budzi i próbuje się sam dobrać do piersi. Jeśli mu się to nie udaje - budzi Tatę ("tykając" go, aż dopnie swego) i pokazuje, że potrzebuje pomocy ;).

Jedzenie: dalej używamy meshowego feedera, ale też Mały Książę je różne rzeczy łyżeczką - jak na przykład semoule au lait (czyli chyba kaszka manna na mleku?) i kilka różnych deserków Nestle na bazie jogurtów: czekoladowy (ulubiony), karmelowy, bananowy... Wyraźnie pokazuje jeśli coś mu nie smakuje - na przykład puree z czerwonych owoców było bardzo na NIE ;). A my pozwalamy mu decydować co chce, a czego nie chce jeść :). Wciąż nie rozpoczęliśmy BLW. Dalej je głównie mleko z piersi.

No proszę, wyjątkowo krótko mi dzisiaj wyszło, bo się spieszę, żeby się moim maleństwem zająć, bo w tej chwili jest bardzo śpiący i Babcia już ma ochotę mi go przekazać ;).

Jeszcze szybki post scriptum - czasami zazdroszczę koleżankom-mamusiom z marcowego forum, że w razie nagłej potrzeby (łazienka, zrobienie herbaty, cokolwiek) - włączają dzieciom kreskówki i mają piętnaście minut dla siebie. Mały Książę nie jest zainteresowany ani kreskówkami, ani regularną telewizją - jedyne co zwraca jego uwagę to LOGO itvn. Jak tylko słyszy charakterystyczne plum plum tvnowskie to natychmiast odwraca się do telewizora i patrzy, aż logo zniknie z ekranu. Jak tylko logo zniknie to on przestaje oglądać. Nie wiem o czym to świadczy i wolę się na razie nie zastanawiać ;).

Ach, i jeszcze jeden post scriptum - w ósmą miesięcznicę Mały Książę namalował swój pierwszy obraz! Bawiliśmy się super :).






Kilka losowych faktów:

Uwielbia słuchać kiedy recytuję/czytam mu Lokomotywę (Tuwima) lub Żuka (Brzechwy). Toleruje Ptasie Radio (Tuwima), ale nudzi się w połowie.

Ulubione doudou miesiąca to niebieskie pluszowe doudou z żyrafką Sophie, z którym spał jak jeszcze był w NICU.

Uwielbia rozpryskiwać bańki mydlane jak najbliżej mojej twarzy i ma wielką frajdę z min, które robię jak kropelki z baniek opadają mi na twarz. :))


Saturday, September 5, 2015

Siedem miesięcy Małego Księcia



2015-09-04, piątek

Umknęły mi te wakacje błyskawicznie, nawet nie wiem kiedy. Zwłaszcza siódmy miesiąc Małego Księcia :). Tę notkę zaczęłam pisać dwa tygodnie temu, a nawet nie mam jeszcze trzech zdań. Sama nie wiem dlaczego tak się dzieje - teoretycznie powinnam mieć czas chociaż by wtedy kiedy Mały Książę śpi, prawda? Tymczasem albo śpimy razem w sypialni, albo on śpi na mnie i wówczas ja oglądam Netflix/Youtube na telewizorze, bo pisanie jedną ręką na komórce wychodzi mi mocno tak sobie ;).

Myślę, że sierpień umknął tak niepostrzeżenie również dlatego, że odwiedzili nas moi rodzice - dużo razem robiliśmy, jeździliśmy w dużo miejsc - a w dniu, w którym oni wyruszyli w drogę powrotną (przyjechali do nas samochodem, a dzieli nas, bagatela, 1900km) Mały Książę dostał gorączki i się rozchorował.

Ale, ale, o tym później/innym razem, bo chcę bardzo napisać o postępach naszego synka. Aż trudno uwierzyć, że jest z nami już siedem (a teraz już nawet ponad!) miesięcy :).

Ósmego sierpnia minął dokładnie rok od kiedy pierwszy raz usłyszeliśmy bicie jego serduszka :). Miał wtedy zaledwie sześć tygodni :). 


Kolejna przełomowa dla nas data to 2 wrzesień 2015, czyli 31 tygodni i 6 dni od narodzin Małego Księcia. Tego dnia bilans dni, które Mały Książę spędził w moim brzuszku i w zewnętrznym świecie wyrównał się! Teraz tylko rośniemy w siłę :).

Ale do rzeczy! Siedem miesięcy, zobaczmy ile uda mi się napisać zanim moje Szczęście obudzi się ze swojej drzemki ;).

2015-08-22, sobota

Wiek urodzeniowy: 7 miesięcy (30 tygodni 2 dni)
Wiek korygowany: 5 miesięcy (22 tygodnie 2 dni)

Wzrost: 67cm (aczkolwiek Mały Książę wiercił się strasznie i jestem przekonana, że ten pomiar był wykonany błędnie ;) )
Waga: 7650g

Obwód główki: 43,5cm

Ubranka: 74, w 68 już nawet nie możemy go wcisnąć :). 74 body są idealne - piżamki mają trochę za długie nogawki, ale niewiele.

Pieluszki: Pampers Baby Dry nr 4

Wygląd: kolor oczu dalej mu się zmienia prawie, że z dnia na dzień. Generalnie rzecz biorąc jego oczy są stalowo szare, ale zmienia się kolor dookoła źrenic oscylując pomiędzy zielonym a niebieskim. Włoski i brwi póki co ma dość jasne - kiedyś były rudawe, teraz to coś pomiędzy ciemnym blondem a jasnym brązem.


Nie ma jeszcze żadnych ząbków.

W tym miesiącu było chyba mniej przełomowych wydarzeń niż w poprzednim... Dalej się bardzo dużo śmieje i uśmiecha, bardzo rzadko marudzi i bardzo rzadko płacze (tylko kiedy się źle czuje albo kiedy się uderzy). Na wołanie, na swoje imię - reagował znacznie lepiej miesiąc temu, teraz reaguje, ale... kiedy chce.

Rozgadany jest w zależności od dnia, jeśli bawimy się mniej intensywnie to mówi dużo. Jeśli bardziej - to mówi mniej. Mówi już: mama, blabla, am am, wciąż najwięcej jest ału, agu, aku, ostatnio nawet powiedział baba i dada - ale myślę, że wciąż jeszcze nie należy do tego przywiązywać znaczenia. Czekam na pierwsze świadomie zawołanie "Mama!" :)). Bardzo dużo piszczy i to bardzo wysokim tonem :). W ogóle jest głośny, na co nie zwróciliśmy uwagi będąc w domu, tymczasem mocno nas to zaskoczyło na spacerze, zwłaszcza kiedy poszliśmy na spacer wieczorem, na ulicach było dość cicho, a Mały Książę postanowił dać popis swoich umiejętności wokalnych hihi. :)

Przewraca się bez problemu z pleców na brzuszek, z brzuszka na plecy, leżąc na brzuszku potrafi obrócić się dookoła własnej osi by sięgnąć po zabawkę czy też popatrzeć co się dzieje. Bawi się stopami, wkłada je sobie do buzi i ssie paluszki u stóp - jak ma okazje. W sumie okazje ma rzadko, bo bardzo rzadko leży na plecach, głównie podczas przewijania :).

Siedzi sam, bez podparcia, bez przewracania się - ale to już nie nowość, bo to umiejętność nabyta jeszcze w szóstym miesiącu :).

Stoi sam! Również WSTAJE sam. Podciąga się na brzegu łóżeczka, w którym czasami śpi, a czasami się bawi w ciągu dnia, podciąga się jeśli poda mu się ręce - generalnie rzecz biorąc wstaje. Jestem z niego bardzo dumna :). To co prawda umiejętność do opisania na ósmy miesiąc, ale już o tym wspomnę: ponieważ trochę się obawiam o to jego stanie (wciąż nie jest zbyt stabilny) to od dzisiaj ćwiczymy upadki ;). W ciągu jednego dnia nauczył się, że upadając do przodu trzeba wyciągnąć do przodu rączki, a upadając do tyłu wystawić pupę :).

Przybija piątkę, podaje rękę na przywitanie jak dorosły człowiek - ale wciąż nie umie machać "papa". W sumie to nasza wina - Mały Książę uczy się nas obserwując, tymczasem my raczej nie machamy. Musimy zacząć :). W dalszym ciągu uwielbia nas dotykać, zwłaszcza mnie :).

Wciąż śpi z nami, ale awansował już na normalny materacyk, który jest pomiędzy nami (w poprzednim miesiącu miał materacyk z wyższymi brzegami, ale od kiedy zaczął spać na brzuszku - zmieniliśmy mu posłanie). Uwielbia spać wtulony we mnie, najchętniej przodem do mnie, na boczku, albo częściowo na brzuszku. Czasami budzimy się z nim śpiącym w poprzek, wtulonym we mnie górną połową ciała i trzymającym nogi na Tatusiu ;). Przesypia całe noce. Ponieważ zasypia na początku wieczora (koło 21) w swoim małym łóżeczku, które jest koło nas w dużym pokoju, to kiedy idziemy spać - przenosimy go do naszego łóżka. Zdarza się wówczas, że go niechcący obudzimy - ale pomijając takie wydarzenia - przesypia całe noce, od około 21:30 do 7:30 (czasami śpi nawet dłużej, jeśli nie usłyszymy budzika Tatusia ;) ).


Nie umie jeszcze sam siadać tak jak powinien, ale za to jeśli nie jest zupełnie na płasko to, żeby usiąść używa mięśni brzucha. Nie umie jeszcze raczkować, ale przemieszcza się czymś co Francuz nazywa army crawling ;). Nie odrywa pupy od ziemi w tym celu, tylko przesuwa się trochę jak wąż :). Czyli pełza. :) Ale znacznie bardziej niż pełzanie porywa go wstawanie czy też siedzenie :).

Jeśli chodzi o jedzenie - to wciąż obawiamy się podawać mu kawałki jedzenia, postanowiliśmy, że może spróbujemy, kiedy będzie miał skończone sześć miesięcy wieku korygowanego - ale jeszcze mamy wątpliwości. Może najpierw zrobimy kurs pierwszej pomocy ;). Mały Książę jest bardzo zainteresowany naszym jedzeniem, ale głównie piciem. Dałam mu spróbować zielonej herbaty z mojego kubka - był nią zafascynowany :). Jedzenie je różne, większość w swoim feederze:


Czasami puree, ale wtedy pozwalam mu działać z łyżeczką. Kończy się to różnie ;). Szpinak bardzo mu smakował, ale jadł sam i wszystko było zielone, hihi. :)


Rozumie nie tylko kolejność wydarzeń, ale także ich znaczenie. Rozumie, że jeśli Tata chowa do opakowania aspirator do noska - to znaczy, że można przestać się martwić, bo czyszczenie zostało zakończone. :)

Sięga po zabawki gdziekolwiek są, w zasadzie sięga po wszystko ;). Jak tylko jest w pobliżu to wyciąga mi kable z komputera, a także klawisze z klawiatury! Z zabawek uwielbia aktualnie kurkę, którą dostał od mojej Mamy - kurkę naciska się od góry, a wtedy w środku kręcą się kuleczki. Drugą ulubioną zabawką są klocki - klocki mają różne kształty i należy je wkładać do pudełeczka poprzez wieczko, w którym są powycinane kształty klocków. Na razie jeszcze nie do końca rozumie, że klocek trzeba dobrze na kształcie ułożyć i bardzo go to frustruje, kiedy położy dobry kształt na dobrej dziurce, a klocek nie chce wpaść do środka. Rozumie już, że coś może być w środku, na czymś, pod czymś - to nowość tego miesiąca :)))).

W dalszym ciągu uwielbia pochwały, rozpromienia się i pochwalony przeze mnie natychmiast odwraca się do Taty, żeby on też go pochwalił.

Zrzucanie nadal jest fajne, ale jeszcze fajniejsze jest uderzanie i robienie hałasu. Uwielbia uderzać ręką o różne powierzchnie, również czymś co trzyma w ręku o różne inne rzeczy.

Ach, no. Najważniejsze: przenieśliśmy wszystkie nasze zabawy z łóżka na podłogę. W tym celu kupiłam matę - na początku była to mata piankowa, puzzle - ale potem wyczytaliśmy z Francuzem iż mogą być toksyczne i generalnie niezdrowe, więc zacisnęliśmy pasa i zainwestowaliśmy w ogromną matę "My Town" firmy Dwinguler. Kosztuje tylko co noga i ręka ;) czyli (jak dla nas) strasznie dużo, ale jest cudowna i codziennie się cieszę, że ją mamy. :)


Kiedy zabierałam się za pisanie tego posta - szukałam na sieci informacji jak powinien wyglądać rozwój dziecka w siódmym i w piątym miesiącu. Teoretycznie powinnam porównywać Małego Księcia do opisów rozwoju w piątym miesiącu, ale... nie bardzo mam jak. Ba, mam nawet wątpliwości co do wytycznych dotyczących siódmego miesiąca, bo zgodnie z nimi nasze Szczęście powinno dopiero uczyć się siadać lub siedzieć niepewnie, przewracać się na boki. Mały Książę siedzi bardzo stabilnie. Z drugiej strony jest daleki do innych osiągnięć typu: klaskanie czy też robienie papa. I nie "sprężynuje" - czyli przytrzymywany pod pachami nie zgina i prostuje nóg. Przytrzymywany pod pachami robi kroki i próbuje chodzić. :)

To jeszcze słówko na temat naszego dnia :).


Nasz dzień wygląda w tej chwili tak:

7:30 pobudka - czasami zdarza nam się, że nie usłyszymy budzika Tatusia i wówczas budzimy się dopiero po ósmej
7:30 - 8:00 - bawimy się we trójkę w łóżku, są łaskotki, przytulańce, uśmiechy :)
Około 8:00 szybka zmiana pieluszki i szybkie śniadanko. O tej porze śniadanie (mleko) zajmuje mu jakieś 6-9minut
Bawimy się do około 9:00, 9:30 - a potem czas na pierwszą drzemkę, połączoną z mleczkiem :)
9:30 - wyżej wymieniona drzemka, nie trwa długo, od 30 do 50 minut :)
Bawimy się :)
Około 11:00 - 11:30 - mleczko i króciutka drzemka
Około 12:00 zabieramy się za szybkie przygotowanie lunchu - Mały Książę zazwyczaj towarzyszy mi albo na foteliku w kuchni, albo w Tuli, zależnie od jego nastroju :)
12:30 - Kiedy Francuz przychodzi do domu to rozstawiamy fotelik i podczas kiedy ja kończę robić lunch, Mały Książę je swój lunch - zazwyczaj banana, ale czasami inne rzeczy, w tym miesiącu poznał szpinak, dynię hokkaido, gruszkę i jeszcze coś, ale nie pamiętam co :). Raczej nie staramy się wprowadzać więcej nowości niż jedną na tydzień, więc jego najczęstszym jedzonkiem są uwielbiane przez niego banany. Po zjedzeniu czasami następuje kąpiel, czasami nie. :)
Pomiędzy 13:45 a 14:30 ponownie mleczko i najdłuższa drzemka w ciągu dnia trwająca od dwóch do trzech godzin :).
Po drzemce się bawimy do około 17:30, a potem mleczko i krótka, około półgodzinna drzemka.
Francuz wraca z pracy około 18:30 i wówczas zależnie od dnia albo wychodzimy od razu, albo jemy i wychodzimy. Albo się bawimy :).
Około godziny 21:30 Mały Książę zaczyna się już robić mocno śpiący, trze oczka i zaczyna mieć głupawkę (całkiem jak Mamusia, kiedy jest śpiąca ;) ) i śmieje się absolutnie ze wszystkiego, a najbardziej cieszą go wówczas słowa, w których po P następuje S lub SZ ;).
I już. Mleczko i spanie aż do rana, chyba, że niechcący go obudzimy podczas przenoszenia do łóżka kiedy sami idziemy spać :). 

Czasami, kiedy robimy więcej wieczorem - Mały Książę idzie spać później, bo około 23:00 i wówczas trochę to burzy nasz wieczór i zrobienie czegoś niezwiązanego z dzieckiem odpływa w siną dal ;).

Jeśli ktoś doczytał tę moją notkę do końca to gratuluję i dziękuję ;). :)

Wednesday, July 29, 2015

Sześć miesięcy Małego Księcia


2015-07-22, środa

Wiek urodzeniowy: 6 miesięcy (25 tygodni 6 dni)
Wiek korygowany: 4 miesiące (17 tygodni 6 dni)

Wzrost: 66cm
Waga: 7220g

Obwód główki: 42cm

Ubranka: body 68, ale już naciągamy na niego, więc zaczął nosić 74 :). Piżamek na razie nie nosi, bo jest za gorąco (w nocy temperatura nie spada poniżej 26 stopni, w ciągu dnia to około 36 stopni, okropność ;) ). Rozmiar stopy: 10cm

Pieluszki: dokańczamy ostatnią paczkę Pampers New Baby w rozmiarze 3 i przechodzimy na Pampers Baby Dry rozmiar 4. Na noc już zakładamy mu Baby Dry 4, bo New Baby 3 zaczyna być mocno małe ;).

Wygląd: oczy mu się zmieniają z dnia na dzień, są albo stalowo szare, albo niebieskie, albo zielone. Ciężko stwierdzić :). Brwi rosną bardzo ładnie, włoski ma już cudne i zaczynają mu się targać ;). Jeżyk na jego głowie nie ma jeszcze centymetra, ale jest śliczny :). Rzęsy ma piękne. Pępuszek schował mu się już ponad miesiąc temu.

W ciągu tego miesiąca zapłakał raz i faktycznie ma już łzy :).

Uśmiecha się bardzo dużo, śmieje się często w głos. Rozśmiesza go wszystko co się wiąże z moimi włosami - uwielbia je łapać, uwielbia, kiedy rozpuszczam kucyka, a najbardziej lubi, kiedy Le Daddy dmucha w moją grzywkę albo kiedy w samochodzie otwieram w czasie jazdy okno i wiatr rozwiewa mi włosy na wszystkie strony. Uwielbia łaskotanie brodą tatusia oraz łapanie tatusia za włosy. Śmieszy go, kiedy zabiera mi albo tatusiowi okulary - ale, co warte zauważenia, bardzo delikatnie je nam zdejmuje :) - łapie nie za szkła tylko za oprawkę z boku. Generalnie kopiuje bardzo dużą ilość naszych zachowań i to w mądry sposób.

Słuch. Zaczął reagować na swoje imię! Poza tym, na wizycie kontrolnej sześciomiesięcznej lekarz Małego Księcia posadził przy pudełku (bo jeszcze nie wiedział, że Mały Książę świetnie siedzi sam ;) ) i włączył muzykę. Na co Mały Książę zaczął kiwać się w jej rytm :). Także w książeczce zdrowia mamy wpisane "poczucie rytmu" i "zmysł muzyczny". W wolnym tłumaczeniu, bo informacje w książeczce są po francusku :).

Mówi mniej, ale tym razem już wiem dlaczego - bowiem koncentruje się na nauce nowych czynności. Podobno ma zacząć ponownie mówić bardzo dużo, kiedy już nowe czynności sobie przyswoi. Bardzo często słyszę "mama", "mamu", "mamą", ale wciąż najczęściej jest ałuuu, aguuu, ku. Mówi też "am am". Piszczy od czasu do czasu, a kiedy jest zmęczony to narzeka, opowiadając coś długo i namiętnie.

Wciąż robi bańki ustami, pluje :P, cmoka, wciąga obydwie wargi do środka i tak trzyma (to nowość). Wszystko wkłada sobie do buzi!

Ma niesamowicie elastyczne brwi i używa ich niesamowicie ;). Potrafi zagiąć wewnętrzną stronę brwi do środka (do nosa), potrafi podnieść jedną, a drugą opuścić w dół i całą masę innych rzeczy. Poza tym zdarza mu się uśmiechnąć się jednym kącikiem i podnieść równocześnie do góry jedną brew (przeciwległą), parę razy, po czym schylić lekko głowę i spojrzeć na mnie od dołu. Flirciarz ;), kopiuje minki tatusia ;).

Przewraca się w z plecków na boczki, na brzuszek. Wciąż ma problem z ręką, kiedy ma się przewrócić z brzuszka na plecki - teraz się wycwanił i zaczął się przewracać z brzuszka na plecki przez nóżki - nie wiem czy to ma to sens co piszę - podnosi do góry pupę, podpiera się jedną nóżką, po czym dodaje do tego drugą, wyprostowaną nóżkę i puf, przewraca się. Bawi się stopami, raz włożył sobie do ust, ale generalnie bardziej jest zainteresowany trzymaniem stóp w dłoniach niż w ustach.

Kiedy podaje mu się rączki - łapie za nie i bez problemu podciąga się do siadu lub do stania. Siedzi sam, bez podparcia z tyłu i bez podparcia rąk - potrafi siedzieć i bawić się zabawkami używając do tego obu rączek. Kiedy nasz pediatra to zobaczył to z zachwytem oświadczył, iż Mały Książę nie tylko dogonił rówieśników z wieku urodzeniowego, ale ich także przegonił ;).

Wciąż pełza i coraz lepiej mu to idzie, aczkolwiek nie ma zbyt dużej ilości okazji do treningu, bo wciąż nie mamy dla niego miejsca na podłodze (ale jesteśmy w trakcie obmyślania jak to urządzić).

Przybija piątkę ;). Kiedy wyciąga się do niego dłoń i powie "high five!" - uderza w nią swoją wyprostowaną rączką. Uczymy się robić "papa", ale na razie wciąż nie jest to jeszcze dobrze opanowane.

Uwielbia nas dotykać :). Często bawi się moimi ustami, nosem, bada policzki, uszy, głaszcze mnie po ramieniu - najchętniej dotykałby mnie cały czas. Nie tylko dłońmi, ale także stópkami - uwielbia kłaść mi stopy na policzkach albo na ustach i strasznie się cieszy kiedy robię "am" i udaję, że pożeram jego stópkę.

Wciąż śpi z nami, ale już nie w swoim kokoniku - teraz między nami ma swój materacyk z wyższymi brzegami, żeby nie mógł przerolować się na nasze poduszki. Uwielbiamy wszyscy troje, kiedy budzimy się rano o 7:30 (budzik tatusia) i spędzamy trochę czasu razem jeszcze w łóżku, śmiejąc się, łaskocząc, dotykając. Mały Książę często wtedy trzyma jedną dłoń na mojej twarzy, drugą na twarzy tatusia (broda) i porównuje i śmieje się w głos. Cudne pobudki :). Z reguły przesypia całe noce, aczkolwiek ostatnio wiał u nas sirocco przez co (zdaniem pediatry) budził się kilka razy w nocy na picie (wciąż je głównie moje mleko).

Je inne jedzonko niż mleko, ale odpuściliśmy sobie łyżeczkę i używamy jej tylko do potraw, które inaczej się nie dadzą zjeść, jak na przykład lody bananowe (zamrożone banany, zmiksowane po wyjęciu z zamrażarki) lub mus z jabłka (bo samo jabłko jest za twarde do naszego mesh feedera).

Próbował marchewki, kaszki bananowej, lodów bananowych, puree bananowego zamrożonego z moim mlekiem, bananów (świeżych i dojrzałych), kalafiora, zielonego groszku, borówki amerykańskiej, jabłka. Najbardziej lubi banany i co drugi dzień dostaje połówkę banana w czasie naszego lunchu :). Je korzystając z meshowego feedera - czyli siateczki, do której wkłada się kawałki jedzenia, siateczkę następnie zamyka się pokrywką z rączką i dziecko je trzymając za tę właśnie rączkę. Mały Książę uwielbia tak jeść :). Na razie wciąż boimy się dawać mu całe kawałki różnych rzeczy, bo strasznie się krztusi nawet swoją własną śliną, więc... :)

Wykazywał bardzo, bardzo duże zainteresowanie moim kubkiem i tym co w nim - przy każdej okazji próbował kubek łapać i z niego pić - w związku z powyższym przedstawiliśmy mu kubki: kubek niekapek Tommee Tippee oraz Doidy Cup. Kubek niekapek okazał się być porażką, Mały Książę tylko gryzł jego dziubek, za to Doidy Cup jest absolutnym hitem, bo jak wspomniałam wcześniej, Mały Książę bardzo nas naśladuje, więc bardzo naturalnie przyszło mu złapanie Doidy Cup i napicie się z niego :).

Rozumie kolejność wydarzeń - wie, że kiedy się kąpiemy to najpierw namydlamy rączki, potem brzuszek, nóżki itd - a na końcu plecki i włoski. Do niedawna podczas ostatniej części kąpieli go podnosiłam od tyłu, żeby usiadł na swojej podkładce, ale ostatnio zaskoczył mnie kompletnie, bo kiedy zbliżała się pora na namydlenie plecków i włosów to po prostu usiadł na podkładce i grzecznie na to namydlenie czekał. Usiadł używając MIĘŚNI BRZUCHA. :O. Nam, rodzicom (kąpiemy Małego Księcia razem, bo lubimy), szczęki opadły.

Wie, że kiedy tatuś się nad nim pochyla z miną rozbójnika, to zaraz będzie łaskotanie pod brodą i uśmiecha się w oczekiwaniu. Wie, że kiedy rozkładam kocyk to dostanie zaraz jeść i się do tego szykuje :).

Zaczął lubić swoje odbicie w lustrze - dotyka lustra, uśmiecha się, robi różne miny, testuje.

Sięga po zabawki nawet jak są daleko od niego czy też jeśli musi się po nie schylić (bo np. akurat siedzi wyżej). Przekłada zabawki z rączki do rączki. Potrafi jedną zabawkę sobie gryźć (np. swoją piłeczkę), a drugą w tym samym czasie się bawić. Uwielbia się bawić w konika.

UWIELBIA pochwały. Rozjaśnia się wtedy jak małe słoneczko i powtarza pochwalone zachowanie. Uwielbia, kiedy mu śpiewam, szeroko się wtedy uśmiecha. Bardzo, ale to bardzo reaguje na "I love you" tudzież "kocham Cię" - uśmiecha się bardzo szeroko, lub też się śmieje i próbuje powtórzyć dźwięk. Nie mówi "ajlowju" ale powtarza dźwięk, jego tonację, akcent i wychodzi na to samo ;))).

Ach, jeszcze: uwielbia zrzucać wszystko na podłogę. Zwłaszcza z biurka tatusia. Kiedy znajdzie się blisko natychmiast wszystko w zasięgu ręki zaczyna zrzucać na podłogę. Lżejszymi przedmiotami zdarza mu się rzucać o podłogę. Najwyraźniej jest to zabawne ;).

***
A teraz bardzo naciska na to, żebym się nim zajęła, więc jeszcze tylko kilka zdjęć i lecę do mojego Małego Szefa :).

Nosi ze sobą swoje zabawki kiedy jest noszony przez nas: 


W ciągu dnia drzemie z ukochaną maskotką: 


Siedzi sam na różnych powierzchniach: 








Tutaj popisywał się u lekarza ;))) 



Kocham go bardzo bardzo bardzo :)))))